Reklama
Rozwiń

Czołgi już nie są potrzebne

Tylko śmierć i przegrane wybory mogą skłonić polityków do porzucenia złych idei. Dziś trudno dojść, kto pierwszy wmówił światu, że tylko Niemcy mogą uratować Europę. Może sami Niemcy?

Publikacja: 29.11.2011 18:30

Tomasz Wróblewski

Tomasz Wróblewski

Foto: Rzeczpospolita

Ale ten groźny koncept zaczadził umysły unijnych przywódców podobnie jak niegdyś wiara, że podatek ekologiczny zatrzyma topnienie lodów.

I tak porażki Europejskiego Funduszu Stabilności, a wcześniej amerykańskich mechanizmów lewarowania długów tylko wzmocniły determinację prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego, aby wychodzić z długów poprzez ich pomnażanie. Pomysł stworzenia unijnych papierów dłużnych ubezpieczających 30 proc. istniejących już długów jest niczym innym niż powieleniem mechanizmów, które doprowadziły do krachu 2008 roku.

Inna gorąco popierana przez Brukselę koncepcja – wspólnych unijnych obligacji (czyli przerzucania astronomicznych kosztów obsługi długów Grecji, Hiszpanii, Włoch na mniej zadłużone Niemcy) – jako żywo przypomina koncept, który przyświecał twórcom wspólnej europejskiej waluty. Euro było lepiej notowane od drachmy czy peso, co pozwoliło Grekom i Hiszpanom zaciągać długi powyżej ich wypłacalności. Wiemy, co było dalej. Teraz taką funkcję jak euro mają pełnić euroobligacje, które na jakiś czas pozwolą tym samym Grekom, Włochom i Hiszpanom jeszcze trochę dłużej żyć ponad stan.

Dlatego zadziwiające jest wystąpienie ministra Sikorskiego, który wezwał Berlin do działania i obrony strefy euro. Przed czym niby ci bierni Niemcy mają bronić Europę? Precyzyjniej byłoby powiedzieć: nie bronić, tylko płacić za jeszcze większą bierność pozostałych państw.

W czasie kiedy Niemcy ciężko pracowali na wysokie notowania (dziś już nie tak wysokie) swojej gospodarki, pozostałe państwa,

w tym Polska, z uśmiechem na ustach mówiły światu, że nie mają zamiaru spieszyć się z reformami. Premier Tusk „ewolucjonista" nie widział potrzeby szybszego reformowania systemu emerytalnego, socjalu dla górników, nauczycieli, sędziów, wojskowych, rolników i mundurowych.

Dziś słyszymy, że Polska bardziej się boi niemieckiej bierności niż niemieckich czołgów. Zgrabna figura retoryczna, ale w dosłownym tłumaczeniu oznacza, że rząd bardziej się boi wewnętrznych reform niż zewnętrznej interwencji. Bo czymże innym tak naprawdę jest przejęcie przez Niemcy odpowiedzialności za długi innych państw? Czołgi nie są już do niczego potrzebne.

Ale ten groźny koncept zaczadził umysły unijnych przywódców podobnie jak niegdyś wiara, że podatek ekologiczny zatrzyma topnienie lodów.

I tak porażki Europejskiego Funduszu Stabilności, a wcześniej amerykańskich mechanizmów lewarowania długów tylko wzmocniły determinację prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego, aby wychodzić z długów poprzez ich pomnażanie. Pomysł stworzenia unijnych papierów dłużnych ubezpieczających 30 proc. istniejących już długów jest niczym innym niż powieleniem mechanizmów, które doprowadziły do krachu 2008 roku.

Komentarze
Szymon Hołownia u Adama Bielana, czyli Jarosław Kaczyński osiągnął swój cel
Komentarze
Jerzy Surdykowski: Bądźmy mężami stanu!
Komentarze
Instytut Pileckiego, czyli czy każda rewolucja musi się kończyć na gruzach?
Komentarze
Bogusław Chrabota: Których narodów nie chce w Polsce Jarosław Kaczyński?
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Hejt, hipokryzja i Hołownia, który się spotyka z Kaczyńskim