Doczekał się on typowego dla czasów „wojny o pokój" komentarza Marka Beylina pod uprzejmym tytułem „Bezmyślny konserwatyzm Gowina". Publicysta „Wyborczej" kwituje obawy ministra wobec Konwencji Rady Europy w sprawie przeciwdziałania przemocy wobec kobiet. Nazywa je „majakami".
Zacytujmy: „Zdaniem ministra sprawiedliwości konwencja ta promuje związki homoseksualne, feminizm i narusza tradycyjne funkcje rodziny, więc nie ma na nią miejsca w Polsce" i dalej: „Bo Konwencja Rady Europy w ogóle nie wdaje się w kwestie, które tak lękają ministra sprawiedliwości. Ma ona jedynie sprawić, by prawo skuteczniej zapobiegało i ścigało przemoc wobec kobiet".
Nie trzeba się męczyć z tekstem Konwencji, wystarczy trafić na pierwsze lepsze streszczenie, aby się dowiedzieć, że jest ona workiem, do którego obok potępienia honorowych zabójstw czy stalkingu wrzucono czystą ideologię. Zacytuję Serwis Prawny Kampanii przeciw Homofobii: „Lesbijki, kobiety biseksualne i transpłciowe są grupami bardziej narażonymi na przestępstwa popełniane ze względu na płeć, w szczególności przestępstwa z nienawiści ze względu na poddanie wielokrotnemu wykluczeniu. Nowa konwencja chroni te grupy kobiet poprzez zakaz dyskryminacji w korzystaniu z praw przez nią gwarantowanych bez względu na orientację seksualną i tożsamość płciową".
Czyli nowe gwarancje dla mniejszości seksualnych, sprzedawane pod etykietką walki z przemocą. Chcecie tego bronić, brońcie, ale z otwartą przyłbicą, a nie róbcie z kogoś, kto się sprzeciwia, głupka. I nie zaprzeczajcie, że w tej Konwencji „tradycyjna rola kobiety" jest zrównywana z biciem czy gwałtem.
„W tym konserwatyzmie strachu myślenie o społeczeństwie zostało wyparte przez odruchy obronne przed zmianami. I tym te odruchy są silniejsze, im bardziej społeczeństwo się zmienia" – przygważdża Gowina Beylin.