Tak stoję Jarosława Gowina

Platformerską prawicę pogrzebano dawno, ku satysfakcji mainstreamu PO, i polityków Prawa i Sprawiedliwości, i większości mediów

Aktualizacja: 16.05.2012 13:23 Publikacja: 16.05.2012 13:15

Piotr Skwieciński

Piotr Skwieciński

Foto: Fotorzepa, Seweryn Sołtys Seweryn Sołtys

Dziś ów pogrzeb coraz bardziej wygląda na przedwczesny. Na tyle przedwczesny, że wydaje się, iż Donald Tusk będzie musiał podjąć tu jakieś strategiczne decyzje.

Bardzo zdecydowanie warto słuchać ostatnio Jarosława Gowina. Nie dlatego, iżby mówił coś zaskakującego. Dlatego, że wypowiadając się używa on tonu, do którego politycy Platformy (a zresztą i innych partii) nas nie przyzwyczaili.

Obowiązujący w PO (i nie tylko tam) ton wypowiedzi polityka można by bowiem syntetycznie oddać słowami: Przy tobie, najjaśniejszy Tusku, stoimy i stać chcemy. Nawet (a może zwłaszcza) ci, którzy popadli u premiera w niełaskę, robili wszystko, aby się wykazać. „Powiem brutalnie, tylko wtedy możesz dać sobie radę, gdy krew i sperma ciekły ci po twarzy" - tak Janusz Palikot opisał niegdyś podstawową jego zdaniem cechę, czyniącą ze śmiertelnika prawdziwego polityka. Andrzej Olechowski uznał wówczas tę wypowiedź za „trafny i obrazowy" opis stosunków, panujących w Platformie Obywatelskiej.

Politycy PO czynili i czynią odtąd wiele, aby przekonać obserwatorów, że Olechowski miał rację. Że tak właśnie trzeba, i w ogóle trudno sobie wyobrazić inny zachowanie. Niezależnie od rodzaju cieczy, jaka ścieka ci z twarzy, należy ją milcząco ścierać i demonstrować gotowość na przyjęcie jeszcze większej ilości tych płynów fizjologicznych (do wymienionych przez Palikota dodałbym ślinę). Oczywiście, jeśli taka będzie decyzja premiera.

Jest życie poza PO

Jarosław Gowin nigdy nie uczestniczył w tego rodzaju wyścigach, ale dziś zaczął się na tym tle po prostu bardzo wyróżniać. I choć nie jest on człowiekiem, którego można by określić mianem polityka bardzo doświadczonego, to jednak jest już politykiem na tyle, że doprawdy trudno założyć, aby był to przypadek.

W ciągu ostatnich miesięcy Gowin z rosnącą i częstotliwością, i zdecydowaniem artykułuje komunikat następującej treści:

„Jestem lojalnym członkiem Platformy, chcę nim pozostać i nie przewiduję zmiany tej sytuacji. Doceniam też osiągnięcia rządu, w którym zasiadam, i stojącego na jego czele premiera. Ale i moja lojalność, i moja chęć pozostania mają swoje granice, których nie przekroczę. Oczywiście, są i takie kwestie, w których premier może podjąć decyzję inną, niż preferowana przeze mnie, i wtedy nie należy spodziewać się z mojej strony żadnych destrukcyjnych zachowań. Ale istnieją też punkty, o których mógłbym cytując Marcina Lutra powiedzieć: Tak oto stoję, inaczej nie mogę. I gdyby moja partia, na której czele stoi Donald Tusk, w którymś z tych punktów zdecydowała inaczej, niż mi dyktuje moje sumienie, to wtedy... No cóż, istnieje życie poza Platformą".

Powtórzmy – to w Platformie jest język nowy, nie słyszany chyba od czasów, gdy czołowym politykiem tego ugrupowania był Jan Rokita. Rokita przegrał – dynamika aktualnego wtedy procesu politycznego, polegającego na totalnej wojnie z PiS i kreowaniu równie totalnej dychotomii nie znosiła odrębności nawet, jeśli owe odrębności zupełnie nie dotyczyły stosunku do partii Jarosława Kaczyńskiego. Ale ten proces, ta dynamika wydają się obecnie w coraz większym stopniu odchodzić do przeszłości.

I to jest jeden powód, dla którego Gowin nie musi przegrać. A drugi – to ogólny kierunek, nadany Platformie prze Tuska i jego polittechnologów. Kierunek, najogólniej mówiąc, lewicowy.

Szczepionka przestaje działać

Decydujący o przyjęciu takiego kierunku kierowali się, jak można sądzić, rozumowaniem następującym. Po pierwsze – sprawy wizerunkowe. „Chcemy stworzyć taki układ, że Polska nowoczesna to Polska PO-PSL i Palikota przeciwko Polsce wstecznej PiS i SLD – powiedział w marcu „Gazecie Wyborczej" niewymieniony z nazwiska ważny polityk Platformy.

Najwidoczniej rządowi spindoktorzy oraz sam premier uznali, że takie szaty teraz się nosi, że w ten sposób utrwali się pozycję, posiadaną przez PO wśród „młodych, wykształconych z wielkich miast". W tle majaczył zapewne też plan ograniczenia potencjału wzrostu ugrupowania Palikota, a nawet odebrania mu części wyborców.

Niezależnie od tego, na ile jest to rozumowanie politycznie słuszne, opiera się ono na jednym zasadniczym dogmacie. Takim mianowicie, że od strony centroprawicowej Platformie nie grozi nic. Że nawet centrowy elektorat jest przyspawany do tej partii, ze względu na, jak to określa Waldemar Kuczyński", „antypisowską szczepionkę" która została mu zaserwowana. Czyli ze względu na wielokrotnie opisywaną postawę „trzeba popierać Tuska, bo inaczej przyjdzie Kaczor".

Otóż ten dogmat przestaje być aktualny. Oczywiście powoli. Ale o ile nie nastąpi nic dramatycznego (a skądinąd liczenie na to, że PiS albo da się sprowokować, albo z własnej inicjatywy zrobi coś, co zagrożoną część elektoratu PO na powrót do tej partii przyspawa, nie jest nierealistyczne) ten proces będzie postępował. A w ślad za tym rosnąć będzie negatywna wrażliwość części wyborców Platformy na fakt, że obdarzana przez nich zaufaniem partia ewoluuje w stronę, która im się nie podoba.

Tak albo tak

Nie jest to perspektywa dobra dla Platformy. Donald Tusk staje więc, moim zdaniem, wobec dylematu. Powinien albo zrezygnować z projektu lewicowej PO, albo też zmiażdżyć rodzącą się w jego partii programową alternatywę, póki nie nabrała sił, póki nie spopularyzowała się wśród działaczy i wyborców.

Do drugiego rozwiązania premier będzie – już jest – zachęcany przez środowiska i media, sympatyzujące z wizją rządzącej partii, przeprowadzającej w kraju kulturową rewolucję. „Wyborcza" (27.04.) już bije na alarm": „Konserwatyści z PO są skuteczni" - krzyczy na pierwszej stronie (bo premier de facto wstrzymał decyzję w sprawie in vitro), a wewnątrz numeru entuzjazmuje się krakowskimi (a Gowin jest z Krakowa...) działaczami PO, którzy przepłynęli zbiorowo do Ruchu Palikota.

Do rozprawienia się z Gowinem skłaniać mogą premiera również wpływowe i tradycyjnie bliskie Platformie środowiska korporacyjne, które szef resortu sprawiedliwości zantagonizował swoimi projektami reform (jak np. prokuratura).

Tusk, jak się wydaje, rozumie zagrożenie. Decyzję w sprawie in vitro wstrzymał.

- Mam równy dystans do obu projektów (konserwatywnego Gowina i konkurencyjnego Kidawy-Błońskiej), ponieważ rozumiem argumenty i jednej, i drugiej strony - powiedział.

Zarazem jednak stwierdził, że jeżeli jakiś projekt autorstwa kogoś z PO trafi pod obrady Sejmu, to będzie to na pewno jeden projekt. A Gowin wcześniej zapowiedział, że jeśli do Sejmu trafi projekt Kidawy-Błońskiej, to złożony zostanie także drugi projekt - jego.

Osłabić własnego ministra...

Ta nie bezpośrednia wymiana zdań wygląda na pewne przytarcie nosa ministrowi sprawiedliwości, nie jest jednak jeszcze jednoznaczną zapowiedzią, w którą stronę strategicznie pójdzie Tusk. Sądzę, że premier się wciąż waha. Choć, jeśli uznać że kierownictwo klubu Platformy wie, skąd wieje wiatr, to za znaczące można uznać jego ostatnie, skądinąd kuriozalne, działanie. Zgłoszenie rzutem na taśmę projektu ustawy, wprowadzającej ściganie gwałtu z urzędu, w sytuacji, w której wcześniej ministerstwo sprawiedliwości złożyło już w Sejmie niemal kompletnie taki sam projekt, wygląda na próbę zabrania należącemu do tej samej partii ministrowi popularnego tematu.

A co na ten temat sądzą w PiS? Kiedyś było inaczej, kiedyś ewentualna partia ulokowana między Prawem i Sprawiedliwością a Platformą mogłaby być zagrożeniem nie tylko dla tego drugiego, ale i pierwszego ugrupowania. Obecnie jednak PiS tak utwardził już swój elektorat i tak dalece nie uważa za aktualny problem kwestii zdobycia bardziej centrowych wyborców, że nie wydaje się aby miał się czego obawiać ze strony jakiejś centroprawicowej, bardziej umiarkowanej inicjatywy.

A w przyszłości istnienie hipotetycznego ugrupowania, symbolizowanego przez Gowina (symbolizowanego, bo obecnie minister sprawiedliwości nie wydaje się materiałem na przywódcę – co powiedziawszy trzeba zastrzec, że obecny premier jest żywym dowodem na to, że ludzie w polityce potrafią się zmieniać i dorastać do roli prawdziwych liderów) może być wręcz dla PiS-u korzystne. Bo jeśli weźmie udział w wyborach, to odbierze głosy nie partii Kaczyńskiego, tylko Platformie. A w dalszej przyszłości, jeśli wejdzie do Sejmu, może być dla PiS-u wręcz koalicjantem.

Donald Tusk oczywiście zdaje sobie z tego sprawę, więc również i z tego powodu powinien, jak sądzę, działać szybko. Platforma musi dokonać korekty. Gowin musi albo znaleźć się w jej centrum, albo, i to szybko – na zewnątrz.

Dziś ów pogrzeb coraz bardziej wygląda na przedwczesny. Na tyle przedwczesny, że wydaje się, iż Donald Tusk będzie musiał podjąć tu jakieś strategiczne decyzje.

Bardzo zdecydowanie warto słuchać ostatnio Jarosława Gowina. Nie dlatego, iżby mówił coś zaskakującego. Dlatego, że wypowiadając się używa on tonu, do którego politycy Platformy (a zresztą i innych partii) nas nie przyzwyczaili.

Pozostało 95% artykułu
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Emmanuel Macron wskazuje nowego premiera Francji. I zarazem traci inicjatywę
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rafał, pardon maj frencz!
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rok rządu Tuska. Normalność spowszedniała, polaryzacja największym wyzwaniem
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Rok rządów Tuska na 3+. Dlaczego nie jest lepiej?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Komentarze
Bogusław Chrabota: O dotacji dla PiS rozstrzygną nie sędziowie SN, a polityka