Duchowieństwo musi świecić szczególnym przykładem – tego przynajmniej oczekuje od niego opinia publiczna.
Ktoś oczywiście może jej zarzucić, że nie bierze ona pod uwagę tego, iż ksiądz jest takim samym człowiekiem jak osoba świecka, więc i on grzeszy. To wszystko prawda. Tyle że nie można tego traktować jako usprawiedliwienia: komu więcej dano – a łaska wiary jest darem wyjątkowym – od tego więcej się wymaga. Regularne przystępowanie do spowiedzi nie jest zielonym światłem dla zachowań niemoralnych czy wręcz przestępczych.
W dzisiejszej „Rzeczpospolitej" piszemy o kursie dla przedstawicieli instytucji kościelnych w zakresie przekazywania dzieciom i młodzieży wiedzy na temat zagrożeń seksualnych. Tę inicjatywę trzeba widzieć w szerszym kontekście. Należy wziąć pod uwagę chociażby to, że Watykan jakiś czas temu zaczął bardzo poważnie traktować problem seksualności ludzi aspirujących do kapłaństwa.
Przypomnijmy instrukcję Stolicy Apostolskiej sprzed ośmiu lat, która stwierdza, że osoby o skłonnościach homoseksualnych nie mogą być dopuszczone do święceń kapłańskich oraz przyjęte do seminarium duchownego. W lewicowo-liberalnych środowiskach podniósł się wtedy krzyk, że to kolejny przejaw prześladowań mniejszości seksualnych ze strony Kościoła. A przecież istotą wymienionego dokumentu było zwrócenie uwagi na kwestię traktowania celibatu jako formy ucieczki przed nierozwiązanymi problemami psychologicznymi.
Problem polega na tym, że Kościół skazany jest na konfrontację z liberalną kulturą, w ramach której celibat uchodzi za dziwactwo. Watykan może więc podejmować kolejne akcje mające na celu przeciwdziałanie patologiom, a i tak będzie atakowany za to, że nie pozwala księżom się żenić i rzekomo sprzyja prowadzeniu przez nich podwójnego życia. Dobrze, że przynajmniej w kwestii ochrony dzieci i młodzieży wciąż mamy konsensus.