Reklama

Sondaże polityczne, czyli wróżenie z fusów

Najwyższy czas, by pracownie badawcze przestały ciąć koszty i zastanowiły się nad ujednoliceniem metodologii. Zawsze istniała grupa wyborców, która nie wierzyła badaniom opinii publicznej, uznając je za zmanipulowane i pisane pod polityczne dyktando. Jednak rozbieżności w wynikach badań przed eurowyborami na pewno pogłębi kryzys zaufania.

Publikacja: 21.05.2014 12:59

Wiktor Ferfecki

Wiktor Ferfecki

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Aby się przekonać o tym, jak skrajnie różnie są wyniki, wystarczy przyjrzeć się choćby sondażom opublikowanym wczoraj. "PO minimalnie przed PiS, Korwin tuż za SLD" – ogłosiła pracownia Millward Brown. Jej zdaniem 27 proc. Polaków chce głosować na PO, a 26 proc. na PiS. Nad progiem oprócz SLD i Nowej Prawicy znalazły się też Twój Ruch i PSL.

Przecierać oczy ze zdumienia musiał ten, kto zapoznał się z ogłoszonymi kilka godzin wcześniej wynikami CBOS. Tam Platforma prowadzi nad PiS aż 5 punktami proc. Janusz Korwin Mikke, który czytając wyniki sondażu Millward Brown, mógł z powodu wyniku 7 proc. otwierać szampana, tym razem spadł po próg. Podobnie jak Twój Ruch, którego poparcie w tym sondażu jest śladowe.

Obie pracownie twierdzą, że badały preferencje w wyborach do PE, a nie do Sejmu, więc odpada podstawowy błąd metodologiczny. Skąd w takim razie biorą się różnice? Z oszczędności.

Pracownie badają poparcie na próbie około tysiąca osób. Jednak po odrzuceniu niezainteresowanych wyborami i niezdecydowanych, liczebność próby spada poniżej 400 osób. W tej sytuacji na jeden punkt proc. przekłada się poparcie zaledwie kilku osób. To dlatego wyniki niewielkich ugrupowań są tak loteryjne.

Dochodzą do tego różnice w metodologii. Niektóre pracownie każą ankietowanemu wybrać nazwę partii z listy, inne liczą na to, że wyborca wskaże ją sam. Pracownia TNS potrafiła podawać w przeszłości niemal tego samego dnia zupełnie odmienne wyniki preferencji partyjnych. Jedno badanie przeprowadzała bowiem telefonicznie, a drugie na zasadzie bezpośrednich wywiadów.

Reklama
Reklama

We wrześniu ubiegłego roku pisaliśmy w „Rz", że szef instytutu Homo Homini Marcin Duma namawia inne ośrodki do ujednolicenia metodologii sondaży politycznych. Podniosły się głosy, że pracownie stosują swoje zasady od lat i gdyby je zmieniły, nie mogłyby porównywać wyników.

Jest w tym trochę racji. Trudno jednak znaleźć argumenty przeciwko tezie, że pracownie powinny przeprowadzać badania rzadziej, lecz na większej próbie.

Dla nich chyba jednak nie liczy się dostarczenie wyborcom rzetelnych informacji, ale to, by ich nazwy jak najczęściej pojawiały się w mediach. Dzięki sondażom politycznym wyrabiają sobie markę, na której bazują, oferując usługi dla biznesu.

Zakres ich badań jest bardzo szeroki, jednak dziwnym trafem żadna pracownia nie pokusiła się ostatnio na ankietę, w której spytałaby "czy ufasz sondażom politycznym?". A szkoda, bo od takiego badania uzdrawianie branży należałoby zacząć.

Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Rząd w sprawie KPO zachowuje się, jakby wyrzucił zawleczkę, a zostawił granat
Komentarze
Bogusław Chrabota: Karol Nawrocki – Bob Budowniczy
Komentarze
Szczyt Trump-Putin: wielkie ryzyko dla Ukrainy
Komentarze
Artur Bartkiewicz: KPO, CPK i oranżeria w kebabie, czyli spektakularna katastrofa rządu
Komentarze
Estera Flieger: Karol Nawrocki, czyli ludowy prezydent Polski
Materiał Promocyjny
Nie tylko okna. VELUX Polska inwestuje w ludzi, wspólnotę i przyszłość
Reklama
Reklama