Aby się przekonać o tym, jak skrajnie różnie są wyniki, wystarczy przyjrzeć się choćby sondażom opublikowanym wczoraj. "PO minimalnie przed PiS, Korwin tuż za SLD" – ogłosiła pracownia Millward Brown. Jej zdaniem 27 proc. Polaków chce głosować na PO, a 26 proc. na PiS. Nad progiem oprócz SLD i Nowej Prawicy znalazły się też Twój Ruch i PSL.
Przecierać oczy ze zdumienia musiał ten, kto zapoznał się z ogłoszonymi kilka godzin wcześniej wynikami CBOS. Tam Platforma prowadzi nad PiS aż 5 punktami proc. Janusz Korwin Mikke, który czytając wyniki sondażu Millward Brown, mógł z powodu wyniku 7 proc. otwierać szampana, tym razem spadł po próg. Podobnie jak Twój Ruch, którego poparcie w tym sondażu jest śladowe.
Obie pracownie twierdzą, że badały preferencje w wyborach do PE, a nie do Sejmu, więc odpada podstawowy błąd metodologiczny. Skąd w takim razie biorą się różnice? Z oszczędności.
Pracownie badają poparcie na próbie około tysiąca osób. Jednak po odrzuceniu niezainteresowanych wyborami i niezdecydowanych, liczebność próby spada poniżej 400 osób. W tej sytuacji na jeden punkt proc. przekłada się poparcie zaledwie kilku osób. To dlatego wyniki niewielkich ugrupowań są tak loteryjne.
Dochodzą do tego różnice w metodologii. Niektóre pracownie każą ankietowanemu wybrać nazwę partii z listy, inne liczą na to, że wyborca wskaże ją sam. Pracownia TNS potrafiła podawać w przeszłości niemal tego samego dnia zupełnie odmienne wyniki preferencji partyjnych. Jedno badanie przeprowadzała bowiem telefonicznie, a drugie na zasadzie bezpośrednich wywiadów.