Rekordziści w ciągu niecałych trzech lat odbyli około 250 lotów, a poseł Tomasz Górski, niezrzeszony, dawniej w Solidarnej Polsce – nawet 291 lotów.
Posłowie z całą pewnością nie latają dla przyjemności i właściwie w tej sprawie nic im nie można zarzucić. ?W końcu prawo do latania ?na koszt podatnika mają zagwarantowane ustawowo. Podobnie jak darmowe przejazdy innymi środkami komunikacji. Gdyby tak mieli latać po Polsce na własny koszt, to mogłoby im zabraknąć pensji i diety poselskiej, bo jednak zarobki krajowych deputowanych nie są tak wysokie jak tych, którzy pracują w Brukseli.
Co prawda chodzi o latanie związane z wypełnianiem mandatu parlamentarzysty, a nie z powodu karmienia swoich pociech, ale też trudno mieć za złe posłance Agnieszce Pomasce z PO, że każdą wolną chwilę chce spędzać z małymi dziećmi. Można by więc powiedzieć, że nie ma problemu.
Chodzi o to, że informacje o kosztach samolotów warto rozpatrywać łącznie z informacjami o innych wydatkach posłów, również sfinansowanych z pieniędzy podatników.
W kwietniu „Rzeczpospolita" informowała o tym, że deputowani w ubiegłym roku wydali krocie na benzynę ?– nawet po kilkadziesiąt tysięcy złotych rocznie, czy ?na taksówki – po kilkanaście tysięcy złotych. Już wówczas prof. Antoni Kamiński szacował, że polityk, który wydaje 35 tys. złotych rocznie na paliwo, musi spędzić w podróży 250 dni w roku, po osiem godzin dziennie. Jeżeli do tego dodamy godziny wylatane w samolotach, to być może znajdziemy odpowiedź na nurtujące komentatorów pytanie, gdzie są posłowie, kiedy toczą się debaty plenarne, a sala Sejmu świeci pustkami. Odpowiedź brzmi – w podróży.