Sankcje przyjęte wczoraj przez kraje unijne nie są dla niej wyjątkowo dotkliwe, ale ważniejsze od szczegółów jest to, że w ogóle Europa zdecydowała się w końcu na ryzyko rozgniewania Kremla ?i rozpoczęła powolny proces izolowania Rosji pod przywództwem Władimira Putina.

Izolowanie to nie tylko sprawa Europy. Ameryka jest o krok przed Unią. Zarzucając kilkanaście godzin wcześniej Moskwie złamanie umów rozbrojeniowych z końca zimnej wojny, rozpoczęła z nią rozgrywkę już nie tylko ekonomiczną. W tę wielką rozgrywkę z Moskwą wpisuje się też decyzja trybunału arbitrażowego ?w Hadze o nałożeniu na nią gigantycznej kary za zniszczenie koncernu Jukos.

29 lipca 2014 roku może być jedną z ważniejszych dat w najnowszej historii UE. Może się zapisać jako dzień, w którym Europa odzyskała kręgosłup moralny. Przestała nerwowo spoglądać na wyliczenia księgowych i dane statystyczne. I stawiła czoło krajowi, który mimo aż zbyt dobrej woli Zachodu postanowił znowu się stać jego wrogiem – złamał umowy, podeptał prawa, jątrzył, knuł, spiskował.

Może do tego dojść, ale nie musi. Izolowanie Rosji i Putina to proces narażony na codzienne trudności. Co chwila będą się pojawiały głosy, że to może przesada z tym karaniem: pokrzyczeliśmy trochę, poemocjonowaliśmy się zestrzelonym przez rosyjskich separatystów samolotem nad Ukrainą i losem zabitych pasażerów, ale czas wrócić do zwykłych biznesów. Bo przecież nie stać nas na straty, na zerwanie przez rozgniewaną Rosję kontraktów, stratę miejsc pracy. Nie możemy z założonymi rękami czekać, aż rosyjski sanepid znajdzie zarazki w naszym mleku, podważy świeżość naszego fois gras czy smak naszych jabłek. Podobne głosy dobiegały z gabinetów prezesów firm i polityków nawet wczoraj.

Nie można pozwolić na to, by znowu stały się dominujące. Chyba że Rosja odejdzie od wojennej, imperialistycznej polityki. W co chciałoby się wierzyć, choć powodów do wiary mało.