Niemal przez dekadę obowiązywały przepisy dotyczące utworzenia samorządu psychologów i poddania tej profesji większej kontroli – ale pozostały martwe, bo minister pracy z Samoobrony Anna Kalata skutecznie je zablokowała. Wiele wskazuje na to, że to dlatego, iż jej partia współpracowała z ukraińską uczelnią kształcącą psychologów i liczyła na dopuszczenie jej absolwentów do pracy w Polsce.
Z kolei Platforma po dojściu do władzy przez prawie dwie kadencje psychologami się nie zajmowała. Regulowanie zawodu psychologa – w praktyce upodobnienie go do wymagań wobec lekarzy – stało w sprzeczności z szumnymi zapowiedziami rządu dotyczącymi deregulacji dziesiątek profesji. Sprzeciwiał się temu minister sprawiedliwości Jarosław Gowin, który z deregulacji zrobił program swego urzędowania.
Czemu zatem dziś wraca pomysł zaostrzenia kryteriów dostępu do zawodu dla psychologów? Jak to w polskiej polityce, decydują ludzie, nie programy. Na deregulacji zależało głównie Gowinowi i w pewnym zakresie jego następcy Markowi Biernackiemu. Dziś obu w rządzie już nie ma, w dodatku Gowin związał się z PiS, a Biernacki jest na partyjnym marginesie.
To kolejny przykład doraźnego działania rządu w kwestiach prawnych. Podobnie było z lansowaną przez Gowina reformą małych sądów, w wyniku której 79 najmniejszych sądów rejonowych zostało przekształconych w wydziały zamiejscowe większych, najczęściej sąsiednich sądów. Gdy Gowin odszedł z rządu i PO, to jego – kolejny po Biernackim – następca Cezary Grabarczyk hurtowo te małe sądy przywrócił. Czy była w tym jakaś systemowa myśl? Żadnej, czysta polityka – Grabarczyk zarobił punkty u koalicjantów z PSL, którzy bronili małych sądów przed Gowinem.
Inna rzecz, że jeśli rząd na pół roku przed wyborami podejmuje decyzję o wpisaniu projektu założeń ustawy o zawodzie psychologa i samorządzie zawodowym psychologów do wykazu swych prac, to jest mało realne, że zdąży przed wyborami cokolwiek uregulować. I będzie kolejny dowód na to, że tak prawa tworzyć nie należy.