Jerzy Gara pomaga jeżom od blisko 20 lat. Kiedy do Kłodzka zbliżała się woda, w ośrodku, który prowadzi, było 30 jeży. Już w piątek przeniósł zwierzęta na strych. Ale dobrze pamiętał powódź w 1997 roku i wiedział, że fala szybko pokona kolejne piętra. – Sytuacja pogarszała się z godziny na godzinę. Jeże nie były tu bezpieczne. Wtedy okazało się, że jest wiele dobrych serc – relacjonuje Jerzy Gara.
Pomógł mężczyzna, w którego komisie samochód kupił kilka lat temu: zorganizował busa, jeże pojechały nim do Świdnicy. W nocy z Gdańska przyjechała tam kobieta (pragnie pozostać anonimowa), która zaoferowała, że rozwiezie zwierzęta do ośrodków na terenie całego kraju. Były przerażone, niektóre głodne. Część ewakuowanych samic wychowuje młode. Ale Ośrodek uspakaja, że w tych ekstremalnych warunkach dobrze sobie poradziły. Każdy jeż znalazł schronienie: część w Trójmieście, inne pod Warszawą i w okolicach Brodnicy. – I to jest najważniejsze – mówi "Rzeczpospolitej” Jerzy Gara, który w powodzi stracił również własny dom, o czym wspomina mimochodem.
Czytaj więcej
Aktywiści z organizacji prozwierzęcych przypominają o odpowiedzialności za zwierzęta. Apelują o zadbanie o ich bezpieczeństwo, w ostateczności otwarcie drzwi zabudowań gospodarczych, kojców, o spuszczenie psów z łańcuchów.
Każdy taki ośrodek dla jeży jest na wagę złota
15 jeży z Kłodzka trafiło do Agnieszki Kamińskiej-Włodarczyk z Fundacji Dzika Lekcja w Kruszynach (kujawsko-pomorskie). – To największy owadożerny ssak. Jeże walczą ze szkodnikami. Są więc bardzo ważnym elementem ekosystemu. Ale grodzimy się, ponadto panuje niezrozumiała moda na gładkie trawniki, dlatego mają coraz bardziej ograniczone możliwości na budowanie siedlisk – wyjaśnia Agnieszka Kamińska-Włodarczyk.
Ośrodków dla jeży jest zdecydowanie za mało w stosunku do potrzeb. – Wrażliwa na krzywdę zwierząt osoba ma spory problem, by znaleźć miejsce, do którego może zabrać wymagającego pomocy jeża. Najczęściej wymaga to pokonania sporej odległości. Każdy taki ośrodek jest więc na wagę złota. Jeże z Kłodzka były już doświadczone przez los. Ale otrzymały szansę na rehabilitację i powrót do środowiska naturalnego. Nie można było pozwolić na to, aby powódź im ją odebrała. Ponadto są bardzo ważne dla pana Jerzego: gdyby cokolwiek im się stało, jego świat by się zawalił - mówi Kamińska-Włodarczyk.