Premier Donald Tusk podczas debaty o ACTA powiedział, że na nowo powinno być zdefiniowane pojęcie dozwolonego użytku dzieła, tak by przepisy były jasne i tworzyły równowagę między ściganiem za przestępczość w tej sferze a zagwarantowaniem wolności.
„Rzeczpospolita" zapytała znawców i praktyków w dziedzinie prawa autorskiego i nowych technologii, co wymaga pilnych zmian.
Na pierwszym miejscu wymieniają poszerzenie dozwolonego użytku. Dozwolony użytek to te wyjątki, kiedy można korzystać z utworu bezpłatnie (czasem za opłatą) bez zezwolenia twórcy. Na przykład wypożyczyć kuzynowi czy osobie związanej towarzysko książkę czy CD (kwestie te regulują art. 23 – 35 prawa autorskiego).
– W erze internetowej dozwolony użytek nie spełnia już oczekiwań – wskazuje adwokat Maciej Ślusarek. – Wklejenie filmiku, zdjęcia z sieci na swoim profilu dostępnym publicznie albo blogu może być bowiem uznane za rozpowszechnianie bez zgody uprawnionego. Trzeba to natychmiast zmienić, inaczej prawo autorskie stanie się hamulcem zamiast czynnikiem stymulującym rozwój, jak miało być pierwotnie.
Po rewolucji cyfrowej
– Prawo autorskie to nie jest prawo własności. Jedna z podstawowych różnic to właśnie dozwolony użytek – wskazuje mec. Marcin Maruta. – Dobrze funkcjonująca równowaga została zachwiana po rewolucji cyfrowej, w wyniku której wprowadzono szereg przepisów ograniczających takie prawa. Stoimy więc w obliczu zasadniczej dyskusji o własności intelektualnej i potrzebie zmian. Czy np. wolno nam ściągać pliki z Internetu czy też nie – to wbrew pozorom zagadnienie nieoczywiste – jaki jest zakres prawa cytatu, rekompensaty na rzecz twórców. Pytań jest więcej: o długość trwania ochrony utworów, o jej zakres i rolę takich organizacji jak ZAiKS i pobieranych przez nich opłat.