Monopol prawnoautorski
Tomasz Grzegory:
– Chciałbym wskazać, że marginalizuje się ogromną rzeszę młodych ludzi. Co monopol prawnoautorski oferuje tym ludziom? Oferuje to, że nawet gdyby chcieli być prawowitymi obywatelami, praworządnymi, którzy postępują zgodnie z własnym sumieniem i literą prawa, to robić to nie bardzo w Polsce mogą. Jeśli chcę skorzystać z legalnych cyfrowych kopii muzyki, to czy chcę czy nie chcę, muszę naruszyć przynajmniej regulaminy dużych serwisów oferujących cyfrową muzykę w sieci.
Gdyby nie licencje o wąskim zasięgu terytorialnym, obejmujące poszczególne państwa, popularność muzyki cyfrowej byłaby większa.
Zwracam uwagę, że ciągle polskiemu młodemu obywatelowi korzystającemu z Internetu odbiera się możliwość korzystania z jego szerokiej oferty. Nawet jeśli jest to osoba, która ma głęboki kręgosłup moralno-etyczny, i stwierdza, że nie ściągnie darmowego pliku z serwisów torrentowych itd., to co musi zrobić. Musi złamać regulamin większości dostawców legalnie dostarczających kontent cyfrowy w Internecie. Musi złamać regulamin, bo musi oświadczyć na przykład, że jest obywatelem Stanów Zjednoczonych, zaświadczyć nieprawdę, i wtedy uzyska dostęp do tego serwisu amerykańskiego. Wpycha się tę osobę w „spiralę przestępstwa".
Zmiany systemu powinny realizować dwa cele jednocześnie. Liberalizujemy przepisy, ale łącznie z wprowadzaniem szeroko dostępnych modeli biznesowych. Nie przesądzam, czy to mają być mikropłatności czy inne formy płacenia za treści nabywane w sieci. Rozumiem, że tzw. premium czy quality content powinien być wyżej wyceniany. W Polsce, jeśli ktoś się wykształcił jako aktor, to można go nazywać aktorem, a jak ktoś gra w filmach, a nie nie ma wykształcenia aktorskiego i dyplomu, to już nie wiadomo jak go nazwać. YouTube wyzwolił w ludziach twórczość. Miliony filmów, festiwal w Sundance, to są rzeczy tworzone przez zwykłych ludzi bez dyplomów wyższych uczelni artystycznych, czy to operatorskich, filmowych czy reżyserskich.
To są miliony twórców
Marek Domagalski:
– Nie są twórcami?
Tomasz Grzegory:
– Dla mnie są twórcami. Internet to miliony twórców! System powinien iść w tym kierunku, żeby z jednej strony nie czynić użytkowników przestępcami, z drugiej otworzyć im drogę do legalnego nabywania praw do utworów. Tego w tej chwili nie ma. Wydaje się, że dobrym pomysłem na zapewnienie twórcom wynagrodzenia za korzystanie z ich utworów była koncepcja tzw. one stop shop. Czyli, generalnie, jedna organizacja zbiorowego zarządu obejmująca wiele jurysdykcji, np. dla całej Unii. W taki sposób pośrednicy czy użytkownicy, którym zależy na przestrzeganiu prawa, mogliby odprowadzać tantiemy, nawet od drobnych utworów, za ich wykorzystanie.
Nowy rynek
Maciej Hoffman:
– Porozmawiajmy o kwestiach biznesowych. Co jest siłą napędu i rozwoju gospodarki narodowej, intelektu, nauki? Własność. Historia uczy, że tylko własność jest siłą napędu. Spójrzmy na rynek, co się na nim dzieje, i przeanalizujmy go dokładnie – w którą stronę zmierza albo co wymusza, na moim przykładzie – mówiąc o prasie i o książkach. W ciągu 20 lat liczba studentów wzrosła ponadczterokrotnie, w tym samym czasie o 20 proc. zmniejszyła się liczba wyprodukowanych książek, podręczników do nauki. Z czego ta olbrzymia grupa studentów się uczyła?
W tym czasie wydawcy padają. Zmniejszają liczbę wyprodukowanych książek. Rośnie cena jednostkowa książki. Zmniejsza się dostępność tej książki. Ja podaję cyfry za GUS. Jeśli liczba uczniów spadła o 30 proc. w ciągu 20 lat, a podręczników szkolnych o ponad 40 proc., to z czego ci młodzi ludzie się uczą?
To nie piractwo wymusza zmiany prawa autorskiego, to skończył się dotychczasowy model biznesowy
Marek Domagalski:
– Sugeruje pan, że kradną...
Maciej Hoffman:
– Zadałem tylko pytanie: z czego oni się uczą? Jeśli w ciągu ostatniego pięciolecia nakłady prasy, dzienników spadły o 28 proc., nakłady czasopism w tym czasie spadły o 19 proc., a czytelnictwo utrzymało się na tym samym poziomie 90 proc., to co to znaczy? Ono się przeniosło z części papierowej w Internet ze wszystkimi konsekwencjami. Są dwie strony przychodowe w życiu każdego. Z jednej strony sprzedaje się egzemplarze, z drugiej strony są przychody z reklam – z czego żyje Internet. Jakie mamy zjawisko? W ciągu ostatniego pięciolecia (dane dotyczące Polski za GUS), o ile przychody z reklam w prasie spadły o 121 mln dolarów, w tym czasie przychód w Internecie z reklamy wzrósł o 453 mln dolarów. Tylko że jeszcze mamy tych profesjonalnych wytwórców treści, którzy z tego żyją, bo Internet z tego żyje. Badania wykazują, że 60 proc. treści w Internecie to profesjonalne treści prasowe i książkowe.
W tym czasie wartość udziału prasy spadł o miliard złotych: nastąpiła redukcja zatrudnienia, obniżki wynagrodzeń etc. Kto dostał po uchu? Twórcy, dziennikarze. Po drodze następuje przeniesienie treści z części analogowej, czyli z papieru do Internetu. Redakcje otworzyły ten dostęp szeroko. Dzisiaj zaczęły to monetyzować, sprzedawać, mimo udostępnienia na początku tych treści w Internecie za darmo. Twórcy z tego nie mają pieniędzy. Co zrobić, żeby te pieniądze były, utrzymując dostępność? W jaki sposób zabezpieczyć „profesjonalne życie" twórcy, a nie amatorską działalność?
Marcin Maruta:
– Zjawisko jest prawdziwe. Tylko z jakiego powodu są te zmiany: piractwa internetowego czy tego, że model biznesowy się skończył?
Maciej Hoffman:
– Model biznesowy się nie skończył. Model biznesowy w Internecie polega na ruchu, a ruch to reklama. Nastąpił tylko przepływ reklamy. Gdzie idą pieniądze? Do Internetu. Dlatego że nie ponosi on kosztu wytworzenia treści. Twórcy dają to za darmo utwory, jeśli tworzą je w Internecie.
Maciej Ślusarek:
– Moim zdaniem trzeba przemyśleć generalne podwyższenie poziomu, od którego chronimy utwory, trzeba przedefiniować, od kiedy jest ta twórcza oryginalność, która powoduje, że korzystamy z ochrony prawnoautorskiej. Takim przykładem są zdjęcia: w zasadzie każde jest utworem, a każdy z nas staje się fotografem.
Michał Błeszyński:
– Trzeba szukać takich modeli, żeby twórcy otrzymali wynagrodzenie. Mamy do wyboru trzy systemy: tradycyjny, oparty na prawie zakazowym, wymagający zgody twórcy. Drugi: ustawowej reprezentacji, do której można pójść i uzyskać tę zgodę. I trzeci, mieszany: rozszerzymy dozwolony użytek, ale musi to być połączone z systemem kompensaty dla twórców. Ponieważ jest tyle pól eksploatacji w Internecie, powinniśmy wybrać model mieszany.