Rosjanie opanowali jej wschodnią część i połowę zachodniej. W ich rękach znalazł się Lwów. W marcu 1915 r. skapitulowała twierdza Przemyśl. Rosjanie wzmogli napór na przełęcze karpackie, chcąc wyjść na Nizinę Węgierską. Front w Karpatach zaczął pękać. W kilku miejscach oddziałom carskim udało się przedostać na południowe stoki głównego wododziału. Co gorsza, wiele wskazywało na to, że Włochy i Rumunia tylko czekają na dogodny moment, aby uderzyć na Monarchię Naddunajską, co mogło doprowadzić do jej upadku.

Wykrwawiona c.k. armia znajdowała się w poważnym kryzysie. Według Franciszka Kleeberga, przyszłego bohatera kampanii wrześniowej 1939 roku, a wówczas oficera Legionów Polskich: „Straty Austro-Węgier nie wyrażały się jedynie stratami w ludziach, działach i innym sprzęcie; w dużym stopniu znika również porządek, karność, zaufanie, wreszcie planowość i celowość działania dowództw. Zwątpienie wśród żołnierzy i dowództwa i zamiary Nacz. Dow. nie dały się pogodzić z wytrzymałością wojsk (...) wojsko na froncie uznało beznadziejność swych wysiłków wcześniej aniżeli kierownictwo”.

Mnożyły się dezercje. 3 kwietnia 1915 r. w pobliżu Przełęczy Dukielskiej do walki posłano dwa tysiące żołnierzy 28. Pułku Piechoty. Następnego dnia na apelu zgłosiło się raptem 150 (reszta przeszła na stronę nieprzyjaciela). Wkrótce w ich ślady poszła większość 36. Pułku Piechoty z Mladá Boleslav. W Berlinie zdawano sobie sprawę z konsekwencji, jakimi groziło załamanie głównego sojusznika. Należało go jak najszybciej odciążyć i złamać siłę zaczepną carskiej armii.

Także austro-węgierskie naczelne dowództwo prosiło Niemców o przysłanie posiłków w celu ustabilizowania frontu.