Tydzień na giełdach zaczął się fatalnie. Wystarczyło jednak kilka dobrych informacji, by inwestorzy rzucili się do kupowania akcji. Główna fala zakupów przetoczyła się przez giełdy w środę. Impulsem były nadspodziewanie dobre informacje na temat produkcji przemysłowej Niemiec.
Dodatkowo dzień wcześniej szwajcarski bank centralny powiązał sztywno kurs swojej waluty z euro, co również miało pozytywny wpływ na notowania. Swoje zrobił też Barack Obama, który chce pobudzić tamtejszy rynek pracy kwotą prawie 450 mld dol. Ale już dzień później entuzjazm opadł. Dane z amerykańskiego rynku pracy rozczarowały, a Europejski Bank Centralny obniżył prognozy wzrostu gospodarczego dla strefy euro. Gwoździem do trumny było wystąpienie Bena Bernanke, który nie zapowiedział żadnych konkretnych działań, które wsparłyby amerykańską gospodarkę. Efekt był taki, że już w piątek wszystkie giełdy świeciły na czerwono. Tradycyjnie spadki najmocniej dotknęły rynki wschodzące. Tym razem główna fala wyprzedaży przetoczyła się przez giełdę węgierską i czeską.
W ubiegłym tygodniu opublikowano słabe dane dotyczące wzrostu PKB w obu krajach w drugim kwartale. Mocno traciły też akcje w Warszawie. O obecnym sentymencie do rynków z naszego regionu świadczy też zachowanie kursów walut. W piątek np. złoty spadł do najniższego poziomu od ponad dwóch lat. Traciły akcje w Chinach po tym, gdy agencja Fitch ostrzegła, że rating kredytowy tego kraju może zostać obniżony w perspektywie najbliższych dwóch lat. Powodem są problemy chińskich banków borykających się z nadmiernym zadłużeniem.
Z ubiegłotygodniowej zawieruchy obronną ręką wyszedł rynek turecki. Inwestorzy dobrze przyjęli informację o zaskakująco dobrych danych na temat lipcowej produkcji przemysłowej.
Ponieważ sytuacja na rynkach wciąż jest bardzo niepewna, nie ma się co dziwić, że i chętnych do aktywnego handlu jest niewielu. Inwestorzy wolą wstrzymywać się z zakupami i pozostają tylko najaktywniejsi gracze. Zdaniem analityków na powrót zwyżek raczej nie ma co liczyć .