Wielka tajemnica otacza ustalenia unijnego szczytu z 21 lipca dotyczące podziału pieniędzy z funduszu odbudowy gospodarki po pandemii. Bruksela odmawia upublicznienia danych, nam jednak udało się uzyskać wyliczenia dokonane przez KPRM na podstawie wewnętrznych szacunków Komisji Europejskiej. Wynika z nich, że Polska dostanie 28,9 mld euro, co oznacza ubytek 8,8 mld euro w porównaniu z pierwotną propozycją KE z maja tego roku. Nadal jednak pozostaniemy czwartym beneficjentem funduszu.
Będzie w ogóle mniej dotacji, bo w całym funduszu liczącym 750 mld euro granty stanowić będą nie 500 mld – jak proponowała pierwotnie KE – ale 390 mld euro. Zmienił się klucz liczenia pieniędzy. Początkowo KE proponowała, żeby wszystko rozdzielić na podstawie danych z lat 2015–2019 dotyczących produktu krajowego brutto na mieszkańca oraz stopy bezrobocia. Ten klucz rozdziału spotkał się jednak z krytyką, bo nie odzwierciedla wpływu pandemii na gospodarkę. A fundusz teoretycznie ma pomagać najwięcej tym, których kryzys dotknął najbardziej. KE broniła się dwojako. Po pierwsze, te dane pokazują jednak odporność kraju na pandemię i jego potrzeby inwestycyjne po kryzysie. Po drugie, na dane uwzględniające bezpośrednio wpływ pandemii trzeba byłoby czekać do 2022 roku. A przecież fundusz ma ruszyć jak najszybciej, bo gospodarka potrzebuje szybko pieniędzy, żeby kryzys się nie pogłębiał.
Szum informacyjny
W reakcji na tę krytykę przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel zmodyfikował sposób dzielenia. Uznał, że 70 proc. środków (ale nie z całego funduszu, tylko z liczącego 310 mld euro mechanizmu na rzecz odbudowy i zwiększenia odporności gospodarki) będzie podzielone według propozycji KE, natomiast 30 proc. zostanie podzielone w 2022 roku, na podstawie danych o skumulowanym realnym spadku PKB w latach 2020–2021. Bezrobocie nie będzie już brane pod uwagę. Na wniosek Polski dokonano na szczycie UE jeszcze jednej modyfikacji, mianowicie 30 proc. rozbito na dwie połowy i 15 proc. będzie oparte na skumulowanym realnym spadku PKB w latach 2020–2021, a 15 proc. – na realnym spadku PKB w 2020 roku. Jak ten realny spadek ma być liczony, tego jednak we wnioskach ze szczytu UE nie sprecyzowano. To spowodowało szum informacyjny, którego nie rozwiewa sama KE. Dziesięć dni po zakończeniu szczytu ciągle nie opublikowała tabeli obrazującej podział środków na poszczególne kraje. – Aktualnie przetwarzamy dane. Opublikujemy je, jak będą gotowe – powiedział nam Balazs Ujvari, rzecznik KE. To dziwny zabieg, biorąc pod uwagę fakt, że przed szczytem KE przesłała tabelę z prognozowaną alokacją środków do wszystkich stolic UE, po to żeby przywódcy wiedzieli, o jakich pieniądzach dla swoich państw będą dyskutować w Brukseli. Wystarczyłoby tylko wprowadzić drobne modyfikacje związane z nowymi uzgodnieniami z 21 lipca.
Czytaj także: Szczyt UE zakończony. Pieniądze jednak nie za wartości