Formuła 1. Obudził ich dopiero czarny dym

Drugi wyścig sezonu pokazał, że arabskie pieniądze mogą być problemem, i potwierdził, że po zmianie przepisów sportowa rewolucja faktycznie się dokonuje.

Publikacja: 29.03.2022 21:00

Charles Leclerc – lider mistrzostw świata po dwóch wyścigach

Charles Leclerc – lider mistrzostw świata po dwóch wyścigach

Foto: ANDREJ ISAKOVIC / AFP

Walka Charlesa Leclerca i Maksa Verstappena ekscytuje kibiców, była emocjonująca zwłaszcza w końcówce Grand Prix Arabii Saudyjskiej, gdy kierowcy Ferrari i Red Bulla kilkakrotnie zmieniali się na prowadzeniu. Tym razem górą był broniący tytułu Verstappen.

Jednak to ekipa Ferrari, która po paru koszmarnych sezonach z przytupem wróciła do czołówki, przewodzi w obu klasyfikacjach. Leclerc po dwóch wyścigach ma na koncie zwycięstwo w Bahrajnie i drugą lokatę w Arabii Saudyjskiej, a jego zespołowy partner Carlos Sainz dorzucił drugie i trzecie miejsce.

W czołówce brakuje Mercedesa. Zespół, który przez poprzednie osiem sezonów nieprzerwanie zgarniał laury w klasyfikacji konstruktorów, teraz jest w najlepszym razie trzecią siłą, bez szans na zagrożenie Ferrari czy Red Bullowi. Mistrzowie świata liczą na szybkie rozwiązanie problemów z samochodem, przez które ani Lewis Hamilton, ani nowy w ekipie George Russell nie mogą walczyć o sukcesy.

Czytaj więcej

Formuła 1. Piękny pojedynek i zwycięstwo Maxa Verstappena

Jak to zwykle bywa u progu nowej ery technicznej, dużą rolę w rywalizacji odgrywają awarie. Co prawda od strony jednostek napędowych nie ma nowinek regulaminowych, ale od tego roku ich rozwój zostaje zamrożony aż do sezonu 2025 włącznie, zatem wszyscy producenci starali się uzyskać jak najlepsze osiągi, czasami kosztem niezawodności.

Pomijając emocje na torze, weekend w Arabii Saudyjskiej upływał w napiętej atmosferze. Podczas piątkowych treningów doszło do eksplozji w oddalonych o 10 km od toru magazynach koncernu naftowego Aramco – narodowej dumy i sponsora nie tylko tamtejszej Grand Prix, ale także całej F1. Do ataku przyznali się jemeńscy rebelianci Huti, regularnie atakujący rakietami i dronami infrastrukturę w Arabii Saudyjskiej. Przedstawiciele F1 zostali zapewnieni przez saudyjskie władze, że uczestnikom wyścigowego weekendu nie grozi niebezpieczeństwo, ale wątpliwości mieli sami kierowcy.

Wcześniej tego samego dnia pytano ich o odczucia związane ze ściganiem się w kraju, w którym niedawno wykonano wyroki śmierci na ponad 80 skazanych.

Zawodnicy odpowiadali frazesami: to nie oni decydują, gdzie ściga się F1, a ich obecność może zmienić kraj na lepsze. Kilka godzin później, gdy na horyzoncie pojawił się czarny dym z płonących zbiorników z ropą, zaczęli jednak na serio rozważać bojkot wyścigu.

Władze F1 musiały wiedzieć, na co się decydują, zawierając kilkunastoletnią umowę na organizację wyścigu w takim kraju. Najnowszy gospodarz wyścigów F1 figuruje w czołówce państw, w których stosunek do praw człowieka znacząco odbiega od zachodnich standardów. Niestety F1 odwiedza też inne kraje z tego grona – Bahrajn, Azerbejdżan, Katar, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Chiny, Turcję czy do niedawna także Rosję.

Są to jednocześnie państwa, które płacą najwięcej za przywilej goszczenia Grand Prix. Wyścigi na Bliskim Wschodzie stanowią jedną ósmą kalendarza, ale wpływy od ich organizatorów to aż jedna czwarta zysków z takich opłat. Te pieniądze są dzielone pomiędzy F1 i zespoły, które współpracują też z koncernami z tego regionu. Zyskują zatem wszyscy – także sowicie opłacani przez ekipy i sponsorów kierowcy, którzy poczuli się naprawdę nieswojo dopiero w obliczu realnego zagrożenia ich bezpieczeństwa.

Wydarzenia z Arabii Saudyjskiej pokazały, że istnieje granica, której uczestnicy mistrzostw świata nie chcieliby przekraczać. Władze królowej motorsportu powinny też głębiej zastanowić się nad moralnymi aspektami współudziału w ocieplaniu wizerunku niedemokratycznych krajów, nawet jeśli można na tym zarobić gigantyczne pieniądze.

Walka Charlesa Leclerca i Maksa Verstappena ekscytuje kibiców, była emocjonująca zwłaszcza w końcówce Grand Prix Arabii Saudyjskiej, gdy kierowcy Ferrari i Red Bulla kilkakrotnie zmieniali się na prowadzeniu. Tym razem górą był broniący tytułu Verstappen.

Jednak to ekipa Ferrari, która po paru koszmarnych sezonach z przytupem wróciła do czołówki, przewodzi w obu klasyfikacjach. Leclerc po dwóch wyścigach ma na koncie zwycięstwo w Bahrajnie i drugą lokatę w Arabii Saudyjskiej, a jego zespołowy partner Carlos Sainz dorzucił drugie i trzecie miejsce.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Formuła 1
Wilk z Wall Street w owczej skórze. Kim jest Toto Wolff?
Formuła 1
Wojna domowa u mistrzów świata. Wyścigowa potęga Red Bulla trzęsie się w posadach
Formuła 1
Formuła 1. Startuje Grand Prix Bahrajnu, faworyt jest tylko jeden
Formuła 1
Formuła 1. Moda na karbon
Formuła 1
Szef Red Bull Racing F1 w opałach. Wewnętrzne dochodzenie wobec Hornera