We wrześniu oszczędności gospodarstw domowych, firm i różnych instytucji wyniosły 447,5 miliarda złotych i były o osiem procent wyższe niż w grudniu ubiegłego roku. Tymczasem rosnące w niespotykanym tempie kredyty przekroczyły 453 miliardy złotych. Pierwszy raz były wyższe niż depozyty. Wprawdzie publikowane przez Narodowy Bank Polski dane o podaży pieniądza nie uwzględniają wszystkich oszczędności bankowych. Ale nawet biorąc pod uwagę inne szacunki, najpóźniej za kilkanaście tygodni bankom może zabraknąć depozytów do udzielania pożyczek. – W ten sposób zmierzamy do sytuacji, która jest w krajach rozwiniętych. W Europie Zachodniej banki finansują akcję kredytową głównie z emisji obligacji komercyjnych – mówi główny ekonomista PKO BP Łukasz Tarnawa.
Do tej pory instytucje finansowe były w bardzo komfortowej sytuacji. Polacy lokowali pieniądze głównie na bardzo nisko oprocentowanych rachunkach bieżących. Nawet teraz ich wartość wzrasta o 20 procent rocznie, ponieważ w kraju szybko zwiększają się zarobki. Dzięki temu banki miały tanie źródło pieniędzy, z których udzielały dosyć drogich kredytów. Między innymi dlatego ich zyski są tak ogromne. Jednak popyt na kredyty od ubiegłego roku zaczął się szybko zwiększać. Rachunki bieżące nie wystarczyły już do udzielania pożyczek, a co gorsza dla banków, spada wartość lokat terminowych. Są one wyżej oprocentowane, ale dają bankom pewność, że klient ich nie wycofa. Procedury ostrożnościowe pozwalają z takich pieniędzy łatwiej korzystać przy rozwijaniu akcji kredytowej. Jednak teraz osoby, które chcą na jakiś okres zamrozić swoje pieniądze, wolą je ulokować w funduszach inwestycyjnych, bo dają one większy zysk.
Jakie będą skutki takiej sytuacji? Główny ekonomista ING Mateusz Szczurek wskazuje, że sektor bankowy wciąż ma dużą nadpłynność, sięgającą 20 miliardów złotych. Ale zdaniem Łukasza Tarnawy te rezerwy nie mogą być łatwo wykorzystane. Tym bardziej że nowe regulacje międzynarodowe nakładają na banki dużo wyższe wymogi zabezpieczania się przed ryzykiem. – Banki będą musiały szukać źródeł finansowania między innymi za granicą – uważa ekonomista PKO BP.
Oszczędności Polaków są za małe, żeby finansować rozwój, dlatego wartość zadłużenia Polski netto rośnie. Ostatnio coraz szybciej zadłużają się banki, którym brakuje depozytów.
Już od jakiegoś czasu zresztą widać, że wiele banków, szczególnie tych mniejszych (duże banki wciąż mają wystarczająco dużo depozytów), bierze pożyczki za granicą. W czerwcu zadłużenie zagraniczne banków działających w Polsce było aż o 50 procent wyższe niż przed rokiem.Zadłużanie się na rynku zagranicznym jest droższe niż korzystanie z depozytów.