Jestem bardzo zadowolony ze współpracy z Polską – oznajmił szef kanadyjskiego rządu Stephen Harper podczas prywatnej kolacji z premierem Donaldem Tuskiem w staromiejskim ratuszu w Gdańsku. Spotkanie odbywało się w kwietniu 2008 r., a ów polityk miał na myśli przede wszystkim wspólne działania wojskowe w Afganistanie. Harper bez problemu mógłby te zadania rozciągnąć na aktywność swoich rodaków w naszym kraju: wartość ich inwestycji zrealizowanych na koniec 2008 r. przekroczyła bowiem 800 mln euro. Dzięki temu Polacy jeżdżą dziś pociągami i tramwajami produkowanymi przez Bombardiera, kupują materiały budowlane firmy Royal Group Technologies czy też jedzą frytki McCain. Gdy premier Harper rozmawiał z Donaldem Tuskiem, zainteresowanie polskich firm inwestycjami w Kanadzie było naprawdę niewielkie i zamykało się w kwocie 11 mln dolarów kanadyjskich. Widać więc było wyraźną dysproporcję w zaangażowaniu przedsiębiorstw i nasz szef rządu nie mógł się pochwalić przed swoim partnerem szczególną ekspansją naszych inwestorów w drugim pod względem powierzchni państwie świata.
Od tamtej wizyty minęły wszakże dwa lata, a sprawa polskich inwestycji w Kanadzie nabrała zdecydowanych rumieńców. W maju KGHM ogłosił długo wyczekiwaną przez rynek informację o nabyciu większości udziałów w kanadyjskiej firmie wydobywczej Abacus za 37 mln USD z opcją kupna kolejnych udziałów za maksymalnie 35 mln USD. Do tej kwoty dojdą jeszcze inwestycje związane z uruchomieniem produkcji złoża miedzi warte ponad 500 mln USD. Jeśli połączymy te sumy, to zobaczymy skalę polskiego zaangażowania na kanadyjskim rynku, praktycznie niezdobytym do tej pory przez naszych inwestorów. W ten sposób znacząco wyrównamy proporcje na tym polu pomiędzy Polską i Kanadą, a premier Tusk podczas planowanej wizyty w Kanadzie (nie odbyła się ona w kwietniu ze względu na tragedię smoleńską) będzie mógł swojemu partnerowi oznajmić, że także polskie koncerny zdobywają przyczółki w jego kraju.
[wyimek]Zwiększanie produkcji miedzi jest słusznym kierunkiem, bo popyt na nią rośnie[/wyimek]
Nie o licytację jednak tu chodzi, zwłaszcza gdy porównujemy skalę naszych przedsięwzięć z działaniami jednej z największych gospodarek świata, członka G8. Wejście KGHM na kontynent północnoamerykański dyktowane było przede wszystkim koniecznością dalszego rozwoju na konkurencyjnym rynku wydobywczym na świecie. Istnieje bowiem bardzo duże prawdopodobieństwo, że nadal będziemy obserwować widoczną w ostatnich 20 latach konsolidację firm branży miedziowej.
A musimy się przed tym bronić, gdyż konkurenci cały czas depczą nam po piętach, by wspomnieć tylko proponowaną fuzję firm Xstrata i Anglo American, która stworzyłaby gracza numer 2 na świecie. W tej sytuacji konieczne jest zwiększanie produkcji miedzi z obecnych ok. 500 tys. do 700 tys. ton rocznie, tak aby nadal liczyć się w gronie globalnych graczy. Przygotowania do wydobycia miedzi w Kolumbii Brytyjskiej już trwają, niedługo zostanie powołany polski prezes zarządu i po niezbędnych inwestycjach ruszy produkcja 50 tys. ton czerwonego metalu, ale i także ok. 3 ton złota rocznie. Będzie to jednak pierwszy krok na polu produkcji miedzi w Kanadzie, gdyż zależy nam na obecności na tamtym rynku, zwłaszcza ze względu na jego stabilność i przewidywalność.