Debatę nad budżetem UE na lata 2014–2020 toczą dwa obozy. Jeden to liczący 15 państw, w tym Polskę, klub przyjaciół polityki spójności, czyli tych, którzy popierają propozycję Komisji Europejskiej.
W niej zawiera się około 80 mld euro funduszów dla Polski. Drugi klub nazwał siebie przyjaciółmi lepszego wydawania pieniędzy. To eufemizm dla postulatu cięć wydatków. Oprócz nich jest jeszcze Wielka Brytania, która swojego żądania mniejszych wydatków budżetowych nie przedstawia eufemistycznie. – Z jednej strony większość państw przeciw cięciom, z drugiej mniejszość za, ale to mniejszość, która płaci do budżetu ponad połowę – mówił wczoraj dziennikarzom Piotr Serafin, który brał udział w spotkaniu ministrów ds. europejskich w Luksemburgu.
Rabat, wielki nieobecny
- To jest dylemat trwających obecnie negocjacji. Do końca października prezydencja cypryjska ma przedstawić konkretne liczby dotyczące wieloletniego budżetu UE, które staną się następnie przedmiotem dwustronnych spotkań przewodniczącego Rady Europejskiej Hermana Van Rompuya z przedstawicielami 27 państw członkowskich. Rozpoczną się one 5 listopada. Ostateczna rozgrywka jest zaplanowana na szczyt UE 23–24 listopada.
Zdaniem Serafina poza 15 państwami sprzyjającymi do tej pory polityce spójności kolejne cztery wypowiedziały się przeciwko cięciom – Irlandia, Włochy, Luksemburg i Holandia. To jednak nie zmienia rozkładu sił. Bo po drugiej stronie są tacy płatnicy jak Wielka Brytania, Niemcy, Francja, Holandia, Finlandia czy Szwecja.