Po dwunastu dniach przerwy otwarto wczoraj oddziały banków na Cyprze. Niektóre z kilkugodzinnym opóźnieniem, a w przypadku giełdy otwarcie przesunięto o jeden dzień. Nie spełnił się czarny scenariusz i paniki nie zaobserwowano.
Ludzie stali spokojnie w zorganizowanych kolejkach, nie dochodziło do aktów agresji. Zdaniem ekspertów na razie będzie spokojnie, bo nie ma po co szturmować banków. Rząd wprowadził bowiem ograniczenia kapitałowe, które polegają m.in. na limicie dziennych wypłat gotówkowych w wysokości 300 euro. Na lotniskach wywieszono informacje o limicie wywożonej gotówki na poziomie 1000 euro. Niektórzy spodziewają się paniki, gdy ograniczenia zostaną zniesione.
Czas na zmiany
Rząd wprowadził restrykcje, bo chce w tym czasie spokojnie dokonać likwidacji Laiki i restrukturyzacji Bank of Cyprus – odpowiednio drugiego i pierwszego banku na Cyprze. Posiadacze depozytów powyżej 100 tysięcy euro poniosą straty, według ostatnich doniesień sięgające od 40 do 80 procent. Właśnie dlatego kontrole są potrzebne – argumentuje rząd. Po to, aby pieniądze nie zniknęły nagle z kont bankowych.
Jednak niektórzy eksperci poddają w wątpliwość konieczność stosowania aż tak daleko idących środków. Zsolt Darvas i Guntram Wolff z brukselskiego think tanku Bruegel, argumentują w opublikowanej wczoraj analizie, że wystarczyłoby nałożyć ograniczenia na restrukturyzowane banki i nie komplikować działalności innych zdrowych instytucji finansowych.
– Jeśli ograniczenia utrzymają się, widzimy małe szanse na przywrócenie zaufania do cypryjskiego systemu bankowego – napisali eksperci. Według nich bez ograniczeń z pewnością nastąpiłby szturm na banki, ale byłby on krótkotrwały i sytuację udałoby się ustabilizować z pomocą płynności dostarczanej przez Europejski Bank Centralny. I potem klienci, podobnie jak w Grecji, wróciliby z depozytami do banków.