Udana emisja papierów dłużnych da działającemu od niespełna dwóch miesięcy rządowi koalicyjnemu Alenki Bratusek czas na wprowadzenie programu oszczędnościowego i prywatyzację przynajmniej części państwowych firm, które stanowią blisko połowę słoweńskiej gospodarki. Analitycy obawiają się jednak, że pozyskanie nowych środków może zniechęcić Lublanę do szybkiego przeprowadzenia reform.
- Na krótką metę to pozytywne wydarzenie: daje dodatkowy czas, ale rząd nie może spocząć na laurach. Musimy zobaczyć ambitny plan reform, a Słowenia musi zmienić cały swój model gospodarczy – powiedział Timothy Ash, analityk ze Standard Banku.
Po pełnej chaosu akcji ratowania Cypru, innego niewielkiego kraju ze strefy euro z południa Europy, borykająca się również z kryzysem sektora bankowego Słowenia popadła w niełaskę u inwestorów: rentowność jej obligacji w końcu marca wystrzeliły w górę, do poziomu praktycznie uniemożliwiającego zaciągnięcie nowego długu.
Nastroje jednak zmieniły się diametralnie: chętni chcieli kupić ponad cztery razy więcej słoweńskich obligacji niż oferowano. W rezultacie papiery sprzedano po wyższych cenach niż pierwotnie zakładano: rentowność pięcioletnich obligacji wyniosła 4,95 proc. wobec przewidywanych 5,125, a dziesięcioletnie 6 proc., przy pierwotnej ofercie opiewającej na 6,25 proc.
Słoweńcom udało się tej sztuki zaledwie trzy dni po obniżeniu przez agencję Moody's ratingu ich kraju poniżej poziomu inwestycyjnego. - Jeśli ktoś miał wątpliwości co do apetytu inwestorów na dochodowy dług to ma dowód – zauważył Abbas Ameli-Renani, analityk banku RBS. – Kraj, który zaledwie miesiąc temu był porównywany z Cyprem pobudził popyt na swoje obligacje o wartości równej prawie jednej trzeciej swojego produktu krajowego brutto – dodał.