Michaił Miasnikowicz nie ukrywa, że Białoruś pilnie potrzebuje dolarów do swoich rezerw, bo długi rosną, a waluty nie przybywa. Stąd kolejna próba sprywatyzowania części opanowanej przez państwową własność gospodarki. Jak podaje dziś agencja Belta premier spodziewa się, że do końca marca 2014 r uda się sprzedać majątek na ok. 1,5 mld dol.
Białoruski skarb państwa dostał od premiera polecenie w ciągu tygodnia przygotować odpowiednią listę firm do prywatyzacji, wraz ze wskazaniem urzędników personalnie odpowiedzialnych za powodzenie transakcji.
- W tym roku organizacja prywatyzacji została zawalona. Mniej niż połowę planu wykonało ministerstwo przemysłu, energetyki oraz obwody: brzeski, witebski i grodzieński - wyliczył Miasnikiewicz.
Dodał, że niezbędna jest całkowita zmiana systemu prywatyzacji, tak by urzędnicy musieli bez szemrania wykonywać polecenia premiera. Białoruś nie raz próbowała coś u siebie prywatyzować, przy okazji tak mnożąc warunki, że nie było chętnych inwestorów.
W rezultacie pozostaje najbardziej państwowa gospodarką Europy, przestarzałą i opanowaną przez bliskich oligarchów prezydenta. W 2012 r plan prywatyzacyjny, który wymógł na Białorusi Międzynarodowy Fundusz Walutowy, zakładach sprzedaż aktywów za 2,5 mld dol. Nic z tego nie wyszło, wpływy były nieznaczne.