W redakcji liczyliśmy na jego ocenę kandydatów do nowej Rady Polityki Pieniężnej, ale prof. Jerzy Osiatyński już był zbyt chory, w piątek zmarł. Cieszący się szacunkiem ekonomista, jeden ze współtwórców polityki ekonomicznej Polski w minionych trzech dekadach. W rządzie Tadeusza Mazowieckiego był szefem Centralnego Urzędu Planowania, a w ekipie Hanny Suchockiej ministrem finansów. W latach 2013–2019 był członkiem Rady Polityki Pieniężnej.

I właśnie jako były członek RPP dzielił się ubiegłej jesieni z moim kolegą redakcyjnym Grzegorzem Siemionczykiem przemyśleniami na temat wzrostu cen: ograniczenie konsumpcji produktów o znacznym śladzie węglowym wymaga, by ich ceny wzrosły w ciągu pokolenia co najmniej dwukrotnie, a to oznacza długi okres podwyższonej inflacji. Opublikowany w „Plusie Minusie" wywiad był Jego ostatnim dla „Rzeczpospolitej".

Wielu dziennikarzy pamięta Profesora sprzed ponad dekady jako organizatora studium polityki pieniężnej w Instytucie Nauk Ekonomicznych PAN. Dzięki Niemu mogliśmy zajrzeć do skomplikowanej maszynerii banku centralnego, spotkać ludzi zwykle niedostępnych. Ale i szerzej otworzyć oczy na różne nurty ekonomii. Profesorowi było bowiem zdecydowanie bliżej do Kaleckiego, Keynesa niż monetarystów.

Dziś młodzi lewicowi ekonomiści krytykują ojców transformacji za zbyt liberalny kurs. Jak przyznał Osiatyński, on i inni ministrowie o socjaldemokratycznych przekonaniach spoglądali w kierunku modelu skandynawskiego, lecz ten wariant odrzucono m.in. „ze względu na brak środków finansowych i ludzkich oraz rozwiązań prawnych i instytucjonalnych". „Dopiero później zaczęto przestrzegać, że rosnące bezrobocie i związane z tym rozwarstwienie dochodów osłabia dynamikę rozwoju" – pisał we wrześniu 2021 r., zastanawiając się, w jakim kierunku podąży gospodarka, nie tylko polska, w kolejnych 30 latach. To był Jego ostatni tekst w „Rzeczpospolitej". Żal, że jego głosu zabraknie.