Dzurinda stał się symbolem radykalnych reform. Ale nawet kiedy w 2006 r. zastąpił go lewicowy premier Rober Fico, determinacja co do przyjęcia euro została utrzymana. – Oczekiwałem, że polityka fiskalna stanie się luźniejsza. Na szczęście doszło do pozytywnej niespodzianki – dodaje Sindel. Choć trzeba od razu dodać, że Fico ma też dużo szczęścia. Dobra koniunktura pomogła spełnić najtrudniejsze z kryteriów z Maastricht – utrzymanie deficytu finansów poniżej 3 proc. PKB. Rząd Fico wykazał się też sprytem w utrzymywaniu inflacji na stabilnym poziomie. Czynił to m.in. poprzez dotowanie branży energetycznej, ale również poprzez wcześniejsze powolne uwalnianie niektórych cen.
Patrząc na bilans transformacji ostatnich 19 lat, Słowacja wcale nie wygląda lepiej od Polski. Realny wzrost PKB od 1989 do 2007 r. na Słowacji wynosi ok. 40 proc., a w Polsce – ponad 60 proc. Ale od pierwszych lat dekady nasi południowi sąsiedzi przyspieszyli. Przeprowadzili głębokie reformy, które pozwoliły im osiągnąć nadzwyczajny wzrost gospodarczy – średnio 7 proc. rocznie w ostatnich pięciu latach. To m.in. dzięki temu udało się sprowadzić deficyt finansów publicznych do prognozowanego w tym roku poziomu 2 proc. PKB. Polska wcale nie wygląda na tym tle dużo gorzej. W ostatnich pięciu latach wzrost PKB wyniósł średnio 5 proc., a deficyt w tym roku ma osiągnąć 2,5 proc. PKB.
Jak zatem Słowacji udało się tak mocno przyspieszyć? – Kluczowe były reformy podatkowe i polepszenie warunków dla przedsiębiorczości – mówi Jaromir Sindel. W latach 2002 – 2005 rząd Mikulasa Dzurindy przeprowadził głębokie zmiany w gospodarce. 21 stawek podatkowych zamienił na trzy 19-procentowe stawki PIT, CIT i VAT. Zlikwidował większość ulg i zwolnień podatkowych. Zmniejszył świadczenia dla bezrobotnych, twardo ograniczając oszustwa w pobieraniu zasiłków i obniżając skalę dotacji dla niepracujących. Zreformował system emerytalny, zmuszając do Słowaków do oszczędzania. Zwiększył inwestycje w infrastrukturę i radykalnie uprościł warunki prowadzenia biznesu. Wielu ekonomistów nazywało Dzurindę największym reformatorem regionu po 1989 r. Bank Światowy umieścił w 2004 r. Słowację na czwartym miejscu wśród najszybciej reformujących się krajów świata. Z kolei MFW zalecał Polsce, Czechom i Węgrom, aby poszły w ślady Słowacji. To tam zaczęły napływać inwestycje zagraniczne dzięki którym Słowacja stała się największym na świecie producentem samochodów w przeliczeniu na mieszkańca.
Wzrost gospodarczy przyspieszał, aż w 2007 r. osiągnął poziom 10 proc. To było nadrabianie zaległości niż dystansowanie sąsiadów. – Obniżenie deficytu opiera się w głównej mierze na większych od oczekiwań dochodach z podatków. Przydałoby się większe ograniczenie wydatków – mówi Sindel. Choć reformy przyspieszyły wzrost PKB, ale do 2006 r. bezrobocie przekraczało 16 proc. (obecnie 9,8 proc. i jest najwyższe w UE). M.in. dlatego w 2006 r. w wyborach zwyciężyła lewicowa partia Smer Roberta Fico, która obiecywała wyrównać różnice społeczne. Na szczęście nie skutkowało to znaczącym zwiększeniem wydatków. Ale zapał do dalszych reform został wygaszony.
Gdyby partnerzy europejscy poszli ku rozszerzającej interpretacji kryteriów z Maastricht, że konieczne jest nie tylko formalne ich spełnienie w momencie oceny, ale także spełnienie ich w dłuższej perspektywie i gdyby na tej podstawie Słowacji odmówiono przyjęcia do strefy euro, byłby to bardzo negatywny impuls w odniesieniu do całej Europy Środkowo-Wschodniej.
Mogłoby to zmienić nastawienie do regionu. Sądzę, że oznaczałoby to przesunięcie oczekiwań co do daty wejścia do strefy euro innych krajów.