Aż o 4,4 proc. wzrosły w lutym, licząc rok do roku, ceny konsumpcyjne w Polsce wedle unijnej metodologii – podał wczoraj Eurostat. To drugi największy wynik w całej Unii. Z wyższą inflacją muszą borykać się tylko Węgrzy – 5,8 proc., a średnia dla całej UE to 3 proc.
Dlaczego polskie ceny galopują szybciej niż gdzie indziej? Głównym winowajcą okazuje się być osłabienie naszej waluty w drugiej połowie ubiegłego roku. – Cały świat odczuwa efekty drogiej ropy czy żywności. Ale u nas dodatkowo silnie na ich ceny wpływa kurs walutowy. Co prawda od początku tego roku złoty się nam umacnia, ale efekty, w postaci ewentualnie niższego wzrostu cen, będą widoczne dopiero za jakiś czas. Na razie przeważają skutki ubiegłorocznej deprecjacji – mówi Piotr Bielski, ekonomista BZ WBK.
– Poza tym wciąż w Polsce mamy całkiem silny popyt konsumpcyjny na tle innych krajów UE, co powoduje, że producenci nie są zmuszani do obniżek – dodaje Wojciech Matysiak, ekonomista Pekao.
Polska z drożejącą żywnością zmaga się już drugi rok. W zeszłym roku jej ceny wzrosły aż o 5,2 proc., co spowodowało, że w nowym polskim tzw. koszyku inflacyjnym zwiększył się udział wydatków na tego typu produkty. – Zmiana nie była wielka, z 24 proc. w 2011 do 24,2 proc. w 2012, ale symptomatyczna – komentuje Dariusz Winek, główny ekonomista BGŻ. – W ciągu 20 lat badania tego wskaźnika, taka korekta w górę nastąpiła tylko dwa razy, teraz trzeci raz – dodaje.
To nie najlepsza wiadomość dla polskich konsumentów. Im większą część naszych dochodów wydajemy na jedzenie, tym gorzej dla naszych budżetów domowych. Mniej możemy przeznaczyć na inne wydatki, w tym na przyjemności – podróże, książki, wizyty w teatrze, kinie, obiady w restauracji itp.