W rosyjskich magazynach zalegają góry nabojów i pocisków, które nie mogą być wyeksportowane z powodu sankcji Zachodu. Sprawa jest tak poważna, że specjalną naradę zorganizował minister przemysłu Rosji. Zakładom produkującym pociski grozi krach, bo 70 proc. produkcji dotąd jechało na eksport. Ponad 80 proc. eksportowanych nabojów przypadało na cywilny rynek USA, teraz zamknięty dla rosyjskiej produkcji zbrojeniowej.
Pomocną dłoń branży mogły podać rosyjskie resorty siłowe – FSB, ministerstwo obrony i MSW. Jednak jak dowiedział się Kommiersant, przedstawiony podczas rządowej narady raport podaje, iż zamówienia rządowe na rodzime pociski i naboje są bardzo niewielkie.
W magazynach rośnie góra nabojów także dlatego, że w poprzednich latach resorty siłowe zamawiały je hojną ręką, ponad własne potrzeby.
Sankcje powodują nie tylko kłopoty z eksportem zbrojeniówki, ale też trudności z zaopatrzeniem rynku broni cywilnej w naboje. Do cywilnych sztucerów naboje pochodzą z... importu. Rosjanie u siebie produkują jedynie naboje do broni gładkolufowej. Rząd proponuje zorganizować zakupy w Brazylii, Chinach i RPA.
W najtrudniejszej sytuacji jest koncern Kałasznikow. W styczniu firma podpisała kontrakt na dostawy broni do USA i Kanady. Pięcioletnia umowa opiewa na dostawę do 200 tys sztuk broni rocznie. Odbiorcą jest pośrednik – Russian Wea-pon Company (RWC).