Z badań przeprowadzonych na 10 tys. osób wynika, że w generacji powojennego wyżu demograficznego (roczniki 1946-64) zbyt duży odsetek osób ufa w giełdową koniunkturę przy inwestowaniu pieniędzy na planach emerytalnych. W grupie osób w wieku 60-65 lat aż 30 proc. badanych miało ulokowanych na giełdzie niemal wszystkie swoje oszczędności, a aż 52 proc. trzymało co najmniej 70 proc. zgromadzonego kapitału w akcjach. Tymczasem większość doradców finansowych w USA sugeruje aby w tym wieku inwestycje giełdowe nie przekraczały 60 proc. kapitału. Reszta pieniędzy powinna być ulokowana w konserwatywnych instrumentach finansowych, takich jak obligacje skarbowe, czy fundusze pieniężne. Według doradców tylko ten sposób można uchronić się przed skutkami krachów, głębokich wyprzedaży, czy długotrwałych korekt na rynkach.
"Jeśli dzieli się kilka lat od emerytury, rzeczywiście igrasz z ogniem" – ostrzega Erik Laurence, wiceprezes FeeX. Przestrogą dla wszystkich mogą być ostatnie wydarzenia na rynkach. Wirus ebola i obawy przed słabnięciem globalnej gospodarki w ciągu miesiąca zepchnęły w dół indeksy o ponad 5 procent. Wielu analityków przyjęło to za pierwszą zapowiedź głębszej korekty, której na Wall Street nie widziano już od kilku lat. Starsi wiekiem inwestorzy nie będą mieliby już wówczas czasu na odrobienie ewentualnych strat.
Na portalach inwestycyjnych i finansowych w USA pojawiła się lawina ostrzeżeń przed skutkami ewentualnego załamania na rynkach w USA. Przyszli emeryci są też zachęcani do korzystania z różnych narzędzi internetowych np. kalkulatorów pozwalających na ocenę inwestycyjnego ryzyka.