Ale jak amerykański aktor zapala papierosa, to klnie ładniej niż polski.
Uwielbiam amerykański serial „Sześć stóp pod ziemią”. Świadczy o wielkiej wrażliwości i humanizmie twórców. Ale jeśli chodzi o język – „Lejdis” przy nim to film dla przedszkolaków.
Rzeczywiście lejdis przeklinają bardzo seksownie. Ale panu chodziło chyba o coś innego: że współczesne kobiety nie mogą i nie chcą być już tylko potulnymi matkami Polkami i w naszym agresywnym życiu muszą być silniejsze od mężczyzn.
Wydaje mi się, że w „Lejdis” powiedzieliśmy jakąś prawdę o tym, co się wydarzyło przez ostatnie 20 lat w wolnej Polsce, a mianowicie, że rewolucja społeczna i obyczajowa wywołała większe zmiany w kobietach niż w mężczyznach.
Jak aktorki zareagowały na pieprzny scenariusz?
Z początku bały się ostrego języka, okropnie wszystko przeżywały. Próbowały zamieniać się tekstami, Magda Różczka chciała konieczne oddać komuś monolog o nietoperzu z Bali i jego wielkim penisie, nie rozumiejąc, że ten tekst nie służy epatowaniu widza, ale opisaniu kompleksów jej bohaterki. Wiem, że dziewczyny dzwoniły do siebie, dochodziło do scen histerii. Na szczęście po każdej próbie ich obawy malały. Tomek Konecki cierpliwie rozwiewał wszelkie wątpliwości. Zaczęły się identyfikować z postaciami i w dniu rozpoczęcia zdjęć – były już lejdis. W pewnym sensie są nimi do tej pory, bo bardzo się zaprzyjaźniły i ciągle się spotykają.
Czy w czasie prywatnych spotkań zachowały filmowy rodzaj ekspresji?
Z ostatniego spotkania wysłały mi esemesa, na który nawet filmowe lejdis by się nie odważyły. Popłakałem się ze śmiechu.
Może pan coś zacytuje?
Nigdy w życiu! Gdyby ich faceci się dowiedzieli, co one wypisują, nie pozwoliliby im wychodzić z domu, nie mówiąc już o zagraniu w „Lejdis 2”!
Film pokazuje rewolucję obyczajową, ale nie obawia się pan efektu kuli śniegowej, że niedługo już wszystkie panie będą nam przysyłały takie esemesy, których nie będziemy mogli zacytować w wywiadzie?
Wywiady nie są dobrą okazją do cytowania esemesów, a ludzie gotowi ujawniać swoją prywatność w publicznych wypowiedziach budzą mój niesmak. A „Lejdis” ani trochę nie są groźne obyczajowo. Nie opowiadamy ani o narkotykach, ani o przemycie samochodów, brutalnych gwałtach, strzelaniu w głowę, porwaniach, przemocy itp. Jedna z bohaterek jest zakochana w swoim mężu, druga nieszczęśliwa, bo nie może mieć dziecka, trzecia zmaga się z niewiernością partnera, czwarta nie radzi sobie z niezależnością za wszelką cenę. Na końcu opowiadają się za wartościami, pod którymi każdy normalny człowiek może się podpisać. A że ich zmagania z życiem ukazane są w pewnym przerysowaniu? To jedynie konsekwencja języka komedii.
A panom obawiającym się nazbyt ostrych pań można powiedzieć: „Chłopaki nie płaczą”.
Można, chociaż nie sądzę, by mężczyźni odczuwali niezadowolenie z obcowania z takimi kobietami jak lejdis.
To prawda, że trudno odrzucić propozycję pięknej kobiety, która każe zaprosić się na wódkę. A propos – nie zamierzacie założyć sieci restauracji Lejdis, portalu nasze lejdis.pl? Sądząc po frekwencji, sporo można by zarobić na reklamie damskiej bielizny, zdrowej żywności.
Być może powinniśmy założyć sieć knajp Lejdis z wielkim różowym szyldem, ale ponieważ jesteśmy entuzjastami robienia filmów, zostaniemy przy tym zajęciu, bo nam całkiem nieźle wychodzi.
Porozmawiajmy o mężczyznach. Zarówno z „Testosteronu”, jak i z „Lejdis” wynika, że to gatunek skazany na wyginięcie, ustępujący pola kobietom, czekający na ich lepszy dzień, litość.
Aż tak dramatycznie tego nie widzę, ale na pewno zmienia się rola i pozycja kobiety. Mężczyźni przez wieki dominowali, a teraz oddają im pole, są w defensywie. Również dlatego, że nie tworzą wspólnoty i nie czują potrzeby, by w zmienionych przez aktywność kobiet okolicznościach od nowa określić swoją rolę. Tymczasem stary model męskości już się dawno zużył.
Doświadczenia Zachodu pokazują, że rosnąca aktywność kobiet, przeciwko której nic nie mam, prowadzi współczesną rodzinę na skrzyżowanie, gdzie drogi kobiet i mężczyzn się rozchodzą. Potrzebny jest reproduktor, a potem lejdi mówi do swojego byczka „ciao, amigo!”.
Podoba mi się świat, w którym kobiety panują nad własną płodnością i zyskują znacznie więcej wolności osobistej. Uważam, że współczesna cywilizacja euroamerykańska – z jej ochroną praw jednostki, liberalizmem, sceptycyzmem i racjonalizmem – jest czymś najlepszym, co przydarzyło się człowiekowi od początku istnienia gatunku. Nie odpowiada mi totalizm współczesnych Chin, skomplikowane relacje społeczne Indii, religijna opresyjność krajów islamskich czy nędza i choroby Afryki. Ani Europa sprzed 70 czy 700 lat.
W „Lejdis” pojawił się wątek gejowski. Czy to uwertura trzeciej części cyklu?
W następnym filmie naruszymy kilka tabu, ale nie będziemy opowiadać o gejach. Bohater-gej pojawił się w „Lejdis” dopiero w ostatniej wersji scenariusza. Wcześniej mąż Gośki, Artur, był postacią zupełnie bezbarwną. A ponieważ heteroseksualno-homoseksualne małżeństwa się zdarzają i cierpią na tym obie strony, pomyślałem, że czas najwyższy, by o tym opowiedzieć. Ten wątek ujawnia stosunek widowni do homoseksualistów. Kiedy Artur wyznaje Gośce, że został zostawiony przez faceta – cała sala wybucha śmiechem, sądząc, że teraz będą „jaja z pedałów”. Tymczasem rozwój zdarzeń jest taki, że na sali zapada kompletna cisza. Piotrek Adamczyk i Tomek Konecki tak poprowadzili tę scenę, że nawet największy homofob milknie wobec dramatu człowieka. Myślę, że to jedna z najlepszych scen, jakie kiedykolwiek z Koneckim stworzyliśmy.
Zrezygnował pan już z nakręcenia „Monte Casino”?
Nie, ten projekt bliższy jest finału niż kiedykolwiek wcześniej. Coraz częściej zgłaszają się prywatni inwestorzy zainteresowani „Monte Cassino”. Dziś już nie mam wątpliwości, że doprowadzę do powstania tego filmu. Ale to będzie potężna produkcja, więc trochę czasu potrzeba na przygotowania.
Warto robić film o Monte Casino, po tym jak danina polskiej krwi została zmarnowana?
Jestem przekonany, że warto, chociażby dlatego, że była to zwycięska bitwa, a my jako naród jesteśmy w takim dziejowym momencie, że potrzebujemy mówić o swoich wiktoriach, a nie tylko porażkach. Jeśli zrobimy film, młoda widownia pozna bohaterstwo i poświęcenie polskich żołnierzy. Moje „Monte Cassino” jest też historią o przyjaźni. Rzecz się dzieje w dwóch planach czasowych – w 1944 r. na Monte Casino i w 1946 r. na Ziemiach Odzyskanych, kiedy dwóch żołnierzy II Korpusu przechodzi przez zieloną granicę, by uwolnić z komunistycznego więzienia swojego dowódcę, który wrócił do kraju, chciał się włączyć w jego odbudowę, został uwięziony przez UB i ma zostać wywieziony na Sybir.
Jaki będzie następny film?
– W sierpniu zaczynamy kręcić komedię „Idealny facet dla mojej dziewczyny”. Trafi do kin 30 stycznia 2009 roku. Opowie o miłości, która rodzi się na planie pierwszego polskiego feministycznego filmu porno, robionego przez „postępowe” kobiety. Głównymi bohaterami będą utrzymujący się z testowania leków siostrzeniec wielce wpływowego polskiego duchownego (Borys Szyc) oraz doktorantka paleontologii (Magdalena Boczarska), żyjącą w lesbijskim związku z czołową polską feministką (Iza Kuna). Oprócz tego, że będzie śmiesznie, chcemy pokazać, że fundamentalizmy – ultrakatolicki i ultraliberalny – niczym się nie różnią od siebie w chęci zawładnięcia naszym umysłem i duszą.
(ur. 1965). Scenarzysta „Lejdis”, „Pół serio” „Testosteronu”, współreżyser i scenarzysta „Ciała”. Dla Teatru Narodowego napisał sztukę „2 maja”. Pisał również scenariusze telewizyjne seriali „Nikogo nie ma w domu” i „13 Posterunek”.
Producent, ukończył reżyserię w Mistrzowskiej Szkole Reżyserii Andrzeja Wajdy.