Z czego śmieją się Francuzi

Na polskie ekrany wchodzi w piątek największy francuski przebój kasowy wszech czasów „Jeszcze dalej niż północ"

Aktualizacja: 04.06.2008 08:33 Publikacja: 03.06.2008 19:08

Mieszkaniec południa odnalazł przyjaciół i radość życia na północy, w małym miasteczku Bergues. Na z

Mieszkaniec południa odnalazł przyjaciół i radość życia na północy, w małym miasteczku Bergues. Na zdjęciu Kad Merad i Dany Boon

Foto: materiały prasowe

Z czym kojarzy się dzisiaj kino francuskie? Sądząc po światowych listach kasowych przebojów – głównie z rozrywką. W 2007 roku widzowie różnych krajów oglądali animację Luca Bessona "Artur i Minimki" (ok. 9 mln widzów poza Francją), kolejną część z serii "Taxi" (4,5 mln widzów) i głośny, choć kontrowersyjny portret Edith Piaf "Niczego nie żałuję" Oliviera Dahana (4 mln). W tym roku dołączy do tych hitów zapewne kolejny "Asterix" z Alainem Delonem w obsadzie.

Masowa publiczność wyraźnie czeka więc na przeboje, zwłaszcza komedie, w jakich kiedyś grywali Bourvil czy Luis de Funes. Kinomani wypatrują oczywiście nowych filmów Godarda, Resnais, Taverniera czy Chabrola, śledzą twórczość młodszych generacji jak Kassovitz, Zonka, Rachid Buchareb. Ale niemal wszyscy od dłuższego czasu mówią o kryzysie kina francuskiego.

Niewykluczone, że głosy takie ucichną teraz za sprawą dwóch do niedawna mało znanych poza Francją reżyserów. Są całkowicie odmienni, a ich filmy teoretycznie plasują się na dwóch różnych biegunach kina. "Klasa" ("Entre les murs") Laurenta Canteta to niemal paradokument, "Jeszcze dalej niż północ" ("Bienvenue chez les Ch'stis") Dany'ego Boona – lekka, choć trzymająca się realiów, komedia.

Tych dwóch, bardzo różnych, twórców łączy sukces. "Klasa" podczas ostatniego festiwalu w Cannes zdobyła Złotą Palmę. "Jeszcze dalej niż północ" stał się najchętniej oglądanym w tym kraju obrazem. Zebrał ponad 20 mln widzów, zdecydowanie zostawiając w tyle dotychczasowego lidera "Wielką włóczęgę" Gerarda Oury z Bourvilem i de Funesem (17,2 mln) i zbliżając się do zagranicznego rekordu wszech czasów – Titanica" (20,75 mln).

Oba te filmy mają też wspólną cechę – przełamują panujące we Francji stereotypy. Cantet, współpracując z pisarzem i byłym, wieloletnim nauczycielem Francois Begaudeau, odrzuca wszelkie "prawdy" dotyczące francuskiej szkoły i systemu edukacji.

Cantet pokazuje placówkę na przedmieściu Paryża, gdzie uczą się dzieci emigrantów. Portretuje multietniczną, wielokolorową klasę, z jej codziennymi problemami. Tytułowa klasa staje się obrazem całego społeczeństwa. Cantet odchodzi od tradycyjnego spojrzenia na szkołę i na emigrację. Pyta, jaka jest nowa generacja Francuzów? Jakim językiem trzeba się do niej zwracać? W jaki sposób respektować jej wielokulturowość i różne, odmienne korzenie, jak zażegnywać konflikty, także te na tle rasowym.

Dany Boon nawiązuje z kolei do starych, francuskich stereotypów, rozpowszechnionych wśród mieszkańców południa. Bohater filmu Philippe Abrams jest naczelnikiem poczty w małym mieście Prowansji. Jego żona marzy, by rodzina przeniosła się jeszcze bardziej na południe, na Lazurowe Wybrzeże. Abrams dostaje jednak nowy angaż na północy. Dla obywatela ze słonecznej Prowansji to życiowa klęska. Północ kojarzy się mu z mrozem ("w zimie nawet do 50 stopni!"), ze smutnym krajobrazem pełnym kopalni, szybów i hałd, z bezrobociem, pylicą i gburowatością mieszkających tam ludzi.

Abrams decyduje się więc zostawić w Prowansji cierpiąca na depresję żonę i małego synka i rusza na dwuletnie zesłanie sam. Już na początku, słyszy tam od jednego ze swoich pracowników: "Przybysze z południa płaczą na północy dwa razy – jak przyjeżdżają i jak wyjeżdżają". I rzeczywiście. Abrams dość szybko poznaje prawdziwe oblicze małego miasteczka Bergues. Spotyka ludzi otwartych, sympatycznych, którzy potrafią cieszyć się życiem. Zaczyna uczyć się ich języka – pikardyjskiej gwary z regionu Pas-de-Calais i czuje się bardzo szczęśliwy.

"Jeszcze dalej niż północ" to film, o którym można by powiedzieć: nic specjalnego. Ot, sympatyczna komedyjka, w której główne role zagrali sam reżyser oraz Kad Merad, komik mało u nas znany, ale we Francji coraz częściej porównywany do Bourvila. Jednak atutem tego obrazu jest jego bezpretensjonalność. I prawda.

A Francuzi wyraźnie dojrzeli do tego, by zerwać ze stereotypami, przyznać się do własnych błędów i ograniczeń. Na pewno zaś łatwej zrobić to z uśmiechem, niż bijąc się w piersi. Może właśnie dlatego francuscy widzowie tak ochoczo zaakceptowali komedię Dany'ego Boona.

Naprawdę nazywa się Daniel Hamidou. Jego ojciec pochodzi z Algierii, ale Boon wychował się na północy Francji. Rozśmiesza ludzi do łez, gdy wciela się w postaci mówiące w języku „cheutimi”, którym posługują się mieszkańcy jego rodzinnego regionu. W 2003 roku płyta DVD z kabaretowym występem Dany’ego Boona w „cheutimi” rozeszła się aż w sześciuset tysiącach egzemplarzy. Grał także w filmach Christiana Cariona („Boże narodzenie”), Francisa Vebera („Czyja to kochanka?”), Patrice’a Leconte’a („Mój najlepszy przyjaciel”). Jako reżyser zadebiutował komedią „Wymarzony domek” (2006).

—rś

Urodził się w Oranie w Algierii. Popularność zdobył w 1987 roku, gdy założył kabaret Les Nuls i wystąpił w serialu telewizyjnym „Objectif: Nul”. W ostatnich latach trudno znaleźć francuską komedię bez jego udziału. Zagrał m.in. w „Kochanek czy kochanka” Josiane Balasko, „Gustach i guścikach” Agnes Jaoui, a także „Układzie idealnym” Erica Lartigau. Jest autorem scenariuszy i reżyserem „RRRrrr!!!” oraz „Asteriks i Obeliks: Misja Kleopatra” – oba filmy były hitami kasowymi we Francji. W tym ostatnim wcielił się w rolę Juliusza Cezara.

—rś

Urodził się w Paryżu, choć jego rodzina pochodzi z Maroka. Jest drobny. W dodatku – w wyniku wypadku – nie może poruszać prawą ręką. Czym zachwyca Francuzów? Ten niepozorny człowieczek ma niebywałą charyzmę, a mówi z szybkością strzelającego karabinu maszynowego. Na scenie zwrócił na siebie uwagę serią występów w konwencji one man show. W kinie dostrzeżono go, gdy zagrał w „Amelii” Jeana-Pierre’a Jeuneta. Był także Numernabisem w „Asteriks i Obeliks: Misja Kleopatra” i drobnym złodziejaszkiem w „Angel-A” Luca Bessona.

—rś

Z czym kojarzy się dzisiaj kino francuskie? Sądząc po światowych listach kasowych przebojów – głównie z rozrywką. W 2007 roku widzowie różnych krajów oglądali animację Luca Bessona "Artur i Minimki" (ok. 9 mln widzów poza Francją), kolejną część z serii "Taxi" (4,5 mln widzów) i głośny, choć kontrowersyjny portret Edith Piaf "Niczego nie żałuję" Oliviera Dahana (4 mln). W tym roku dołączy do tych hitów zapewne kolejny "Asterix" z Alainem Delonem w obsadzie.

Pozostało 92% artykułu
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
Europejskie Nagrody Filmowe: „Emilia Perez” bierze wszystko