Reklama

Hollywood zaczyna oszczędzać

Producenci amerykańskich hitów tną niektóre koszty, najbardziej honoraria reżyserów i scenarzystów

Publikacja: 10.05.2010 01:16

36-letni Marc Webb wyreżyseruje „Spidermana 4” za znacznie mniejsze pieniądze niż twórca trzech pier

36-letni Marc Webb wyreżyseruje „Spidermana 4” za znacznie mniejsze pieniądze niż twórca trzech pierwszych części – Sam Raimi. Film ma wejść na ekrany w 2012 roku

Foto: AFP

W Hollywood co jakiś czas podnoszą się głosy, że budżety superprodukcji przekraczają granice bezpieczeństwa. Przed laty na alarm bił Jeffrey Katzenberg, jeden z dyrektorów Disneya. Producenci wielokrotnie próbowali już ograniczać liczbę efektów specjalnych i skracać czas trwania filmów tak, by ich projekcja nie przekraczała 120 minut.

[srodtytul]Dublerzy za kamerą[/srodtytul]

Dziś ta droga wydaje się trudna. Trwa wyścig technologiczny, na całym świecie powstają kina 3D, a przyszłość Hollywood widzi w trójwymiarowości i wielkich widowiskach. Fiaskiem kończą się też zazwyczaj próby obniżania honorariów gwiazd.

W tej sytuacji studia zaczynają oszczędności od zarobków twórców. Coraz częściej zdarza się, że nawet w superprodukcjach zatrudniają reżyserów i scenarzystów, którym nie trzeba płacić siedmiocyfrowych honorariów.

Przy „Spidermanie 4”, mającym wejść na ekrany kin w 2012 roku, firma Sony zrezygnowała z usług reżysera trzech pierwszych części – Sama Raimiego. Ma go zastąpić 36-letni Marc Webb, który poza teledyskami i kilkoma odcinkami seriali nakręcił dotąd tylko jedną fabułę „500 dni lata” – romantyczną komedię nominowaną w tym roku do Złotego Globu. Jego gaża wyniesie niespełna 1 mln dolarów, wielokrotnie mniej niż trzeba by zapłacić Raimiemu, któremu kontrakt zapewnia również udział w przyszłych zyskach z dystrybucji.

Reklama
Reklama

Wytwórnia Disneya do typowanego na bestseller widowiska science fiction „Tron. Legacy” zaangażowała debiutanta Josepha Kosinskiego. W Universalu remake horroru „The Thing” też robi importowany z Holandii autor thrillera „Red Rain” Matthijs van Heijningen. Do „Mission Impossible 4” szefowie Paramountu chcieli wynająć twórcę „Zombielandu” – Rubena Fleishera. Umowa nie doszła do skutku, ale Fleisher i tak na tym skorzystał: jego nazwisko wyszło z cienia. Rupert

Wyatt, mający na koncie tylko cztery mało znane tytuły, ma wyreżyserować dla Foksa „Planetę małp”.

[srodtytul]Więcej dla pisarzy[/srodtytul]

Można też zaoszczędzić na scenarzystach. Wkrótce na duży ekran ma trafić komiksowy Popeye – porywczy, skory do bójek marynarz o gołębim sercu stworzony 80 lat temu przez Elziego Crislera Segara. Napisanie scenariusza animowanego filmu powierzono Mike’owi Jonesowi – dziennikarzowi związanemu z pismem „Variety”, który jak dotąd ma w dorobku tylko jeden tytuł – nakręcony w 2002 roku „EvenHand” Josepha Piersona. Atut Jonesa? Honorarium w wysokości ok. 500 tys. dolarów. To jak na Hollywood niedużo. Uznany filmowy pisarz wziąłby trzykrotnie więcej.

[srodtytul]Debiutanci starają się[/srodtytul]

W ręce mało doświadczonych osób trafiają nawet największe hity. Dwie części bestselleru Dana Browna „Kod da Vinci” i „Anioły i demony” adaptowała na ekran para słynnych scenarzystów Robert Langdon i Akiva Goldsman. Nad trzecią częścią „The Lost Symbol” pracuje niemal nieznany Steven Knight („Eastern Promises”). Remake „Dune” przygotowuje Chase Palmer. Szefowie studiów mają zawsze w zanadrzu jeszcze jeden ruch: u wybitnych autorów mogą zamówić tzw. script doctoring, czyli poprawki. Za znacznie mniejsze pieniądze, niż musieliby zapłacić za nowy tekst.

Reklama
Reklama

Niedoświadczeni scenarzyści i reżyserzy kosztują mniej, a – jak twierdzą szefowie studiów – przykładają się do pracy bardziej. Dają się też łatwiej kontrolować. Sława scenariopisarstwa przyjmuje zlecenie, odbywa jedną rozmowę z producentem, po czym przynosi gotowy tekst. Pisarz młody stażem za kilkakrotnie niższe wynagrodzenie konsultuje się z wytwórnią nawet 20 razy, ma też obowiązek uwzględniania wszelkich poprawek. Jak pisze Tatiana Siegel z „Variety”, nieznany reżyser, starając się o pracę, gotowy jest przynieść na spotkanie z szefami studia cały film rozrysowany w systemie 3D. Reżyser bez renomy nie jest w stanie zapewnić sobie w kontrakcie prawa do ostatecznego montażu filmu. O kształcie dzieła decyduje więc producent.

Nie znaczy to, oczywiście, że Ridley Scott, Martin Scorsese, James Cameron, Steven Spielberg czy Barry Levinson, a nawet specjaliści od hitów, tacy jak Michael Bay, Christian Bale i Sam Raimi, będą bezrobotni. Ich maestria i pewna, wyćwiczona ręka zawsze się przemysłowi filmowemu przyda, o czym świadczy choćby ostatni sukces „Avatara”.

W Hollywood co jakiś czas podnoszą się głosy, że budżety superprodukcji przekraczają granice bezpieczeństwa. Przed laty na alarm bił Jeffrey Katzenberg, jeden z dyrektorów Disneya. Producenci wielokrotnie próbowali już ograniczać liczbę efektów specjalnych i skracać czas trwania filmów tak, by ich projekcja nie przekraczała 120 minut.

[srodtytul]Dublerzy za kamerą[/srodtytul]

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Reklama
Film
„Metropolis" i „Doktor Mabuse". 20. edycja Święta Niemego Kina im. Anny Sienkiewicz-Rogowskiej
Film
„Franz Kafka” Agnieszki Holland polskim kandydatem do Oscara
Film
„Teściowie 3”. Podzielona Polska na chrzcinach
Film
Złoty Lew dla Jima Jarmuscha za „Father Mother Sister Brother”
Film
Wenecja 2025: Złoty Lew dla Jima Jarmuscha za „Father Mother Sister Brother”
Reklama
Reklama