W Hollywood co jakiś czas podnoszą się głosy, że budżety superprodukcji przekraczają granice bezpieczeństwa. Przed laty na alarm bił Jeffrey Katzenberg, jeden z dyrektorów Disneya. Producenci wielokrotnie próbowali już ograniczać liczbę efektów specjalnych i skracać czas trwania filmów tak, by ich projekcja nie przekraczała 120 minut.
[srodtytul]Dublerzy za kamerą[/srodtytul]
Dziś ta droga wydaje się trudna. Trwa wyścig technologiczny, na całym świecie powstają kina 3D, a przyszłość Hollywood widzi w trójwymiarowości i wielkich widowiskach. Fiaskiem kończą się też zazwyczaj próby obniżania honorariów gwiazd.
W tej sytuacji studia zaczynają oszczędności od zarobków twórców. Coraz częściej zdarza się, że nawet w superprodukcjach zatrudniają reżyserów i scenarzystów, którym nie trzeba płacić siedmiocyfrowych honorariów.
Przy „Spidermanie 4”, mającym wejść na ekrany kin w 2012 roku, firma Sony zrezygnowała z usług reżysera trzech pierwszych części – Sama Raimiego. Ma go zastąpić 36-letni Marc Webb, który poza teledyskami i kilkoma odcinkami seriali nakręcił dotąd tylko jedną fabułę „500 dni lata” – romantyczną komedię nominowaną w tym roku do Złotego Globu. Jego gaża wyniesie niespełna 1 mln dolarów, wielokrotnie mniej niż trzeba by zapłacić Raimiemu, któremu kontrakt zapewnia również udział w przyszłych zyskach z dystrybucji.