Kim jest Harun Farocki? Na pewno nie jest to nazwisko powszechnie znane polskim widzom. Z wyjątkiem wystawy w Muzeum Sztuki w Łodzi sprzed kilku lat przegląd na tegorocznym Planete+ Doc Film Festival (połączony z wystawą w Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie) to pierwsza okazja dla polskiego widza do szerszego zapoznania się z dorobkiem Niemca. A jako twórca Farocki jest aktywny od ponad czterech dekad. To nie tylko autor filmów, prac wideo i instalacji, ale także pedagog (w latach 90. wykładał w Berkeley), krytyk filmowy, teoretyk i historyk filmu. Ma w swoim dorobku kilkadziesiąt (!) filmów, wiele wystaw i tekstów teoretycznych, a także napisaną wspólnie z amerykańską filmoznawczynią Kają Silverman książkę o twórczości Jeana-Luca Godarda. Dlaczego więc większość z nas o nim nie słyszała?
Kręcić politycznie
Odpowiedzi dostarcza w dużej mierze charakter jego twórczości. Farocki nie kręci fabuł ani klasycznie rozumianych „filmów dokumentalnych". Podstawowym gatunkiem, w jakim wypowiada się w kinie, jest esej. To słowo pochodzi od francuskiego „essai", oznaczającego próbę – osobistego, autorskiego namysłu nad światem, jest wypowiedzią o charakterze tyleż „artystycznym", co „poznawczym" – a przy tym nienależącym do porządku „wiedzy naukowej". Wszystkie filmy Farockiego mają postać osobistej refleksji nad wybranym aspektem rzeczywistości, podejmowanej przy pomocy przede wszystkim montażu, który jest dla niego najbardziej podstawową techniką twórczą. Farocki, próbując zrozumieć świat przy pomocy kina, bada filmowe archiwa wszelkiego rodzaju, nie tylko dziedzictwo klasyki kina artystycznego czy dokumentalne zapisy, ale także np. rejestracje pochodzące z różnych „maszyn widzenia" (kamera przemysłowa, ochrony, umieszczona w zdalnie sterowanym pocisku bojowym itp.). Przy pomocy montażu wydobywa z nich na pierwszy rzut oka niewidoczną prawdę.
W filmowych próbach Farockiemu wyraźnie przyświeca intencja polityczna. Polityka od początku splatała się z jego życiem i sztuką. W latach 1966–1968 studiował na berlińskiej Akademii Sztuk Pięknych. W Niemczech buzował wtedy lewicowy ruch studencki, a Farocki zaangażował się w niego na tyle mocno, że władze uczelni wydaliły go za wywrotową działalność. Tematy charakterystyczne dla pokolenia ‚68, takie jak sprzeciw wobec amerykańskiej interwencji w Wietnamie, powracają w jego twórczości. Jednak u Farockiego polityczność kina nie znajduje się na poziomie podejmowanych przez nie treści. A już na pewno nie tylko tam.
Niemiecki reżyser, za twórcami i teoretykami formułującymi swoje wnioski pod koniec lat 60., polityczności szuka w samych audiowizualnych, zmysłowych formach, jakimi posługuje się z kino. W czasie, gdy Farocki wylatywał z Akademii, Jean-Luc Godard zdecydował się na ponad półtorej dekady zerwać z kinem fabularnym. Razem z Jeanem-Pierre'em Gorinem Godard założył wtedy Grupę Dżigi Wiertowa, kręcącą filmy manifesty, radykalne przede wszystkim formalnie. Podstawowe hasło lewicowego namysłu nad kinem brzmi wówczas: nie wystarczy kręcić politycznych filmów, trzeba kręcić polityczne filmy politycznie. Czyli tak, by podważać wypracowane do tej pory przez kino sposoby konstruowania świata przedstawionego, obrazu, postaci, fabuły. Godard, ale także teoretycy skupieni wokół takich pism jak „Cinéthique" we Francji i „Screen" w Wielkiej Brytanii, atakował przede wszystkim „iluzję rzeczywistości", jaką stwarzało ówczesne kino głównego nurtu. Marzyli o kinie „brechtowskim", które podobnie jak sztuki autora „Opery za trzy grosze" konfrontowałoby widza z uczuciem obcości, uniemożliwiało odbiór oparty na emocjonalnej identyfikacji z bohaterami, zmuszało do zdystansowanego, intelektualnego oglądu.