Powstały dwa, równie warte uwagi filmy dokumentalne: „Vermeer. Blisko mistrza” Suzanne Raes i „Nowy Vermeer. Wystawa wszech czasów” Davida Bickerstaffa. Ich ekipom umożliwiono dostęp nie tylko do wnętrz Rijksmuseum, ale także do zespołów konserwatorów, kuratorów, przygotowujących ekspozycję. Powstały różne, świetnie dopełniające się filmy.
Oba przypominają, że jeszcze przed otwarciem wystawa Vermeera zyskała sławę. Bilety zostały wyprzedane błyskawicznie. Na największej w historii prezentacji dzieł niderlandzkiego mistrza światła i detalu zgromadzono 28 spośród prawdopodobnie 37 istniejących dzieł. Gospodarze są szczęśliwymi posiadaczami czterech arcydzieł, w USA znajduje się ich najwięcej, bo trzecia część jego dorobku. Pozostałe przyjechały z Francji, Niemiec, Wielkiej Brytanii. Tylko jeden jest w rękach prywatnych – kolekcjonera Thomasa S. Kaplana.
Czytaj więcej
Organizatorzy cieszącej się rekordowym zainteresowaniem wystawy „Vermeer” w amsterdamskim Rijksmuseum zaskoczyli wszystkich: do kupienia będą dodatkowe bilety. Chętnych jest jednak tak wielu, że szczęśliwców wybierze maszyna losująca.
Autorzy przypominają, że Vermeer (1632–1675) nie bez powodu nazywany jest Sfinksem z Delft. Bardzo mało o nim wiadomo. Nie zachowały się ani jego listy, ani dzienniki. Wiadomo, że mieszkał w Delft i miał jedenaścioro dzieci, a może czternaścioro. Zmarł, mając 43 lata i długi. Nie wiadomo, gdzie nauczył się malować ani i czy miał uczniów. Tworzył miniaturowe światy, w których żaden detal nie był przypadkowy. Płótna zapełniał kameralnymi scenami z wnętrz, z oknami (najczęściej z lewej strony), przez które wpada światło na postaci. Te złożone kompozycje są nie lada wyzwaniem dla widza, by je dokładnie obejrzeć, trzeba mieć dużo czasu i najlepiej lupę powiększającą.
Film „Vermeer. Blisko mistrza” to przede wszystkim opowieść o emocjach. Jego bohaterami są w równym stopniu genialny malarz, co ludzie przygotowujący jego wystawę.