W swoim nowym filmie pokazuje pani lata 80., młodych aktorów, szkołę reżysera Patrice’a Chereau. Zatęskniła pani za dawnym czasem?
Film rzeczywiście oparty jest oparty jest na moich wspomnieniach. Tamten czas mnie ukształtował, we mnie tkwi, stale wraca w opowieściach i anegdotach. Pomyślałam więc, że muszę mu pozwolić się uwolnić. Chciałam opowiedzieć o młodości mojego pokolenia, ale też o początkach drogi aktorskiej. Pilnowałam się, żeby nie zrobić filmu pełnego nostalgii. Ważna jest dla mnie refleksja o współczesności, którą widz może odczytać.
Można te dwa światy, lata 80. i dzisiejszy, porównywać?
Czytaj więcej
Po 25 latach wraca na ekran „Titanic”, Valeria Bruni Tedeschi cofa się do lat 80. ub. wieku w „Forever Young”, a Francuzi śmieją się z przygód Asteriksa i Obeliksa.
Początek drogi, kiedy wszystko może się zdarzyć, ma w sobie coś uniwersalnego. Ale rzeczywiście, podobieństwa 1:1 nie ma. My mieliśmy wybór: kino albo teatr. Dzisiaj młodzi artyści trafiają też do seriali, zaczepiają się na lata w telewizyjnych soap operach, występują w filmach kręconych dla streamingu. Trudniej jest kierować własną karierą. Ale mam też wrażenie, że oni są znacznie bardziej od nas zdeterminowani. Stale się o swoją pozycję zawodową martwią, wiele dla niej poświęcają. My chyba żyliśmy na większym luzie. Intensywniej przeżywaliśmy nasze miłości, romanse. Drobne sprawy tworzące codzienność. Rzeczywistość miała inną emocjonalną aurę.