To było zwykłe zlecenie. Miałem sfotografować protest, a zdjęcia szybko przesłać do redakcji. Na miejscu sprawy przybrały zły obrót. Delegacja pielęgniarek nie wychodziła z budynku Kancelarii Premiera, telefony przestały działać. Zapanował chaos. Protestujące postanowiły zostać na miejscu do czasu powrotu koleżanek. Zostałem z nimi. Spędziłem 20 godzin w otoczeniu kobiet, które przestały panować nad sytuacją. Chciałem uchwycić zmieniające się emocje.
Początkowo panowała piknikowa atmosfera. Kobiety śmiały się, robiły sobie zdjęcia, poprawiały makijaż. Ten entuzjazm widać na jednym ze zdjęć. Nawet wieczorem, gdy nieliczne pozostałe kładły się spać, układając na ulicy kartony, było w tym coś z karnawału. Rano nastroje zmieniły się zupełnie. Policjanci, ciągle od poprzedniego dnia obecni, nagle stanęli w kręgu, by zepchnąć pielęgniarki na chodnik. Byłem w środku, więc kiedy zrobiło się ciasno, podniosłem aparat do góry i pstrykałem na oślep. Pielęgniarki zachęcały mnie do fotografowania.
Krzyczały, że ktoś musi pokazać, jaka krzywda im się dzieje. Wyszło właściwie jedno zdjęcie. To, które znalazło się w fotoreportażu. Widać na nim policjantów w hełmach upodabniających ich do cyborgów i trzy kobiety. One próbowały się uwolnić. Dwie z nich trzymały się za ręce.
Poranne światło wyostrzyło ten obraz. Bezradność pielęgniarek, beznadziejność ich sytuacji najlepiej jednak ilustruje zdjęcie, na którym jedna z kobiet jest reanimowana. Miała zapaść. Wszystkim obserwującym puściły wtedy nerwy. Wiele osób płakało. Również z bezsilności. By pokazać tę leżącą kobietę, nad którą pochylają się koleżanki w białych fartuchach, zdecydowałem się przerobić kolorowe fotografie, które były opublikowane w gazecie, na czarno-białe. W kolorze postać łatwiej się gubi. Czerń i biel uwypuklają człowieka.
Wydobywają go z tła, przenoszą do centrum. Musiałem to zdarzenie tak pokazać. Chciałem, by było widać wszystkie postaci. Ich twarze wyrażają różne emocje, ale nie ma takiej, która byłaby obojętna.