Sporo zamieszania w wyższych sferach Francji wywołał w 1885 roku Guy de Maupassant, publikując powieść „Bel ami". Jej bohater, młody człowiek, którego jedynym atutem była uroda, robił zawrotną karierę dziennikarską i towarzyską za sprawą kolejnych wpływowych pań z bogatej burżuazji.
Pisarz przy okazji zaatakował francuski kolonializm i daleko idące powiązania finansjery z prasą. Uderzył celnie, o czym świadczy fakt, że wiele lat później, w 1954 r., cenzura wprowadziła szereg ingerencji do ekranizacji Louisa Daquina. I nie dotyczyły one sfery obyczajowej.
Czym kierowali się Declan Donnellan i Nick Ormerod, debiutujący w kinie brytyjscy reżyserzy o dużym dorobku teatralnym, zabierając się dziś do sfilmowania trącącego myszką utworu? Jego warstwa polityczno-ekonomiczna już dawno zwietrzała, pozostały więc erotyczne perypetie XIX-wiecznego Casanovy. Polski tytuł „Uwodziciel" nie pozostawia najmniejszych wątpliwości.
Jeśli ktoś spodziewa się bulwersujących „momentów" - wszak dalecy już jesteśmy od dziewiętnastowiecznej pruderii - ten się srodze zawiedzie. Powstała opowieść schematycznie grzeczna. W eleganckiej oprawie i efektownych wnętrzach twórcy zbudowali stylowe obrazki, puste i chłodne, pozbawione emocjonalnych napięć. Paryż w końcu XIX w.