– Można liczyć na naszą czujność w tym względzie – podkreślił Trichet. Grecy po raz kolejny podkreślili swoją determinację w cięciu deficytu budżetowego i wszystkich możliwych wydatków. A premier Georgios Papandreu zapewnia, że pieniędzy od UE w tej chwili nie potrzebuje.
Brak zdecydowanego działania ze strony UE i decyzji o konkretnej pomocy finansowej dla Grecji, czego powszechnie oczekiwano po czwartkowym spotkaniu szefów rządów Wspólnoty rozczarowało rynki finansowe. Euro w piątek było najtańsze od dziewięciu miesięcy – płacono za nie tylko 1,3643 dol.
Euroland jest teraz pod presją, aby ujawnił konkretne działania, jakie zamierza podjąć. Oczekuje się, że konkrety będzie można usłyszeć po spotkaniu ministrów finansów zaplanowanym na 15 – 16 lutego. Mówi się o stworzeniu przez kraje eurolandu instytucji finansowanej, która kredytowałaby Grecję. Mógłby to być zaczątek europejskiego MFW. – Ale nie ma takiej możliwości, żeby Grecja otrzymała pieniądze za darmo – ostrzega Jean -Claude Juncker, szef ministrów finansów krajów strefy euro.
– Sama solidarność z Grekami nie wystarczy. Muszą być szczegóły pomocy – ocenia Andrew Bosomworth zarządzający portfelem inwestycyjnym Pacific Investment. Erik Nielsen z Goldman Sachs porównywał to, co dziś robi UE wobec Grecji do prób b. sekretarza stanu, Henry Paulsona, który miał nadzieję zastraszyć rynki finansowe. – Bardzo trudno jest uspokoić rynek samymi słowami, bez deklaracji pomocy finansowej – mówił Nielsen.
Nie wszyscy są zgodni co do tego, że UE robi w tej sprawie zbyt mało. – Na razie oddaliło się ryzyko, że UE nie zrobi dla Greków nic – uważa Scott Thiel, szef funduszu BlackRock. Jego zdaniem Grecy mogą teraz odetchnąć i przygotować emisję obligacji o wartości nominalnej 53 mld euro, czyli równowartości 20 proc PKB tego kraju.