Zdrożał o niemal 0,5 proc. nie tylko sam juan (to dzienny limit wyznaczony przez bank centralny), ale i waluty krajów Azji Południowo-Wschodniej. Wzrósł także kurs koreańskiego wona i japońskiego jena. Drożały ropa i miedź, taniało złoto. Wzrosły indeksy giełdowe od Nikkei o po FTSE 100 i Dow Jonesa.

To wszystko mimo że Chińczycy twardo zapowiedzieli, iż wykluczają jednorazową dewaluację waluty. Zdaniem analityków do końca roku juan wzmocni się o 4 – 5 proc. Wczoraj za dolara trzeba było zapłacić 6,7976 juanów, czyli najwięcej od 1994 roku. Brak reakcji banku centralnego na różnice kursowe tłumaczono chęcią zaobserwowania, jak się zachowa waluta po zapowiedzi liberalizacji. Jednocześnie panuje przekonanie, że jest mało prawdopodobne, by podobne umocnienie juana powtarzało się teraz przez kilka kolejnych dni.

Nikt nie ma wątpliwości, że Chińczycy zdecydowali się dać sygnał, że nie upierają się przy sztywnym kursie juana, żeby zdjąć ten temat z zaplanowanych na ten weekend obrad prezydentów, premierów i prezesów banków centralnych krajów G20. W tej sytuacji głównym tematem będzie zadłużenie w strefie euro, bo pogarszająca się koniunktura w Europie jest dzisiaj największym problemem chińskich eksporterów. Oczekuje się również, że w niedługim czasie Chińczycy zdecydują się na odstąpienie od sztywnego związania kursu juana z dolarem amerykańskim, co trwa od roku 2008. Dotychczas Ludowy Bank Chin codziennie ustalał kurs juana do dolara.