Taką opinię wyraziła na łamach dzisiejszego wydania dziennika „Die Welt" Fritz Vahrenholt, prezes należącej do koncernu RWE spółki Innogy, która odpowiada za projekty oparte na energii odnawialnej.

W dwóch południowych niemieckich krajach związkowych - Bawarii i Badenii-Wirtembergii - w ramach ogłoszonego niedawno trzymiesięcznego moratorium wyłączono trzy elektrownie jądrowe. Zdaniem Vahrenholta pogłębiło to jeszcze chroniczny deficyt energii elektrycznej w tym regionie.

- Do blackoutu nie doszło tam dotychczas tylko dlatego, że od 17 marca dzień w dzień sprowadza się tam ogromne ilości energii z zagranicy. Do 3 tys. MW z Francji i do 2 tys. MW z Czech – powiedział szef firmy Innogy. Według niego ograniczone moce sieci przesyłowych powodują, że Niemcy nie mogą przesyłać prądu z północy na południe kraju, a zmuszone są importować elektryczność. Vahrenholt dodał, że wszystkie elektrownie na południu Niemiec, poza wyłączonymi siłowniami atomowymi, działają już stale na najwyższych obrotach.