Niemcy nie zamierzają dokładać pieniędzy na ratowanie bankrutów w strefie euro. To oznacza, że pożyczki będą droższe. – Obniżki ratingów nie torpedują pracy EFSF i nie widzę powodu, żeby coś zmieniać w jego konstrukcji – powiedziała Angela Merkel w sobotę na spotkaniu swojej partii CDU w Kilonii. Według kanclerz piątkowa decyzja agencji ratingowej Standard & Poor's o obniżeniu ocen wiarygodności kredytowej 9 z 17 państw strefy euro nie oznacza, że Niemcy „muszą teraz zrobić więcej niż inni", a Europejski Fundusz Stabilności Finansowej (EFSF) może z powodzeniem pożyczać na rynku pieniądze po wyższej cenie.
Była to odpowiedź na sugestie analityków S&P, którzy uznali, że EFSF może utrzymać swoją najwyższą notę AAA, jeśli jego czterej udziałowcy – Niemcy, Holandia, Finlandia i Luksemburg – zwiększą swoje udziały finansowe. Po zdegradowaniu o jeden poziom Francji i Austrii ostatnia czwórka prymusów musiałaby wziąć na siebie większy ciężar gwarantowania obligacji, które EFSF w imieniu 17 państw strefy euro emituje na rynku. EFSF dysponuje limitem 440 mld euro, ale 250 mld jest już zarezerwowane na Grecję, Portugalię i Irlandię. Jeśli będą potrzebne dodatkowe środki, to za ich pozyskanie EFSF – po spodziewanej teraz utracie najwyższego ratingu – zapłaci w przyszłości więcej pieniędzy.
Już w połowie roku pojawi się następca EFSF – Europejski Mechanizm Stabilności (ESM). Ma być pewniejszy, bo zamiast gwarancji dostanie od krajów udziałowców wpłaty finansowe. Ale, jak prognozują analitycy, obniżka ratingu Francji i przyznanie jej negatywnej perspektywy komplikuje sytuację. Bo Francji trudniej będzie teraz wspomagać innych – każdy wypływ pieniędzy będzie pogarszał jej sytuację budżetową i zwiększał prawdopodobieństwo kolejnej obniżki ratingu. A będzie ona drugim udziałowcem ESM – ma dać aż 100 mld euro z obiecanych 500 mld euro.
Obniżka ratingu Francji nie musi od razu oznaczać wyższych odsetek od emitowanych przez nią obligacji. Decyzja S&P była oczekiwana od kilku miesięcy i rynki już wcześniej wyceniały francuskie papiery gorzej niż niemieckie, mimo że do ostatniego piątku oba kraje miały ten sam rating AAA. Za francuskie obligacje inwestorzy żądali odsetek na poziomie 3,1 proc., a za niemieckie – 1,75 proc.
Całej źle ocenionej dziewiątce pomoże fakt, że nie są sami. – Im więcej zdegradowanych krajów, tym mniejszy wpływ na ceny. Inwestorzy nie mają gdzie uciekać – skomentował Sony Kapoor, szef ośrodka Re-Define. Zwraca też uwagę, że kupujący biorą pod uwagę średnią ratingów, a dwie pozostałe agencje – Moody's i Fitch – ocen nie zmieniły.