Zachodnie służby wywiadowcze ostrzegają, że Rosja może zaatakować NATO w ciągu kilku lat. A dalsze zaangażowanie Ameryki w bezpieczeństwo Europy nie jest pewne. Unia musi bronić się sama. To znajdzie odzwierciedlenie w nowych wieloletnich ramach finansowych na lata 2028–2034?

Wydatki na obronność to przede wszystkim zobowiązanie państw członkowskich. Ale kolejne ramy finansowe to unikalna okazja, by pojawiły się nowe programy, finansujące projekty obronne, infrastrukturalne czy też podwójnego zastosowania. Zabiegaliśmy o to podczas polskiej prezydencji. W nowej Komisji Bezpieczeństwa i Obrony w Parlamencie Europejskim zbudowaliśmy mocne wsparcie dla polskich spraw. Mamy strategię, czyli białą księgę „Gotowość 2030”, do której wpisaliśmy Tarczę Wschód jako kluczowy projekt obrony UE. Program ReArm daje szansę na uzbrojenie naszych armii. Pozwoli on na uruchomienie nawet do 800 mld euro. Jego częścią jest zgoda na wzrost wydatków państw członkowskich na obronność o 1,5 proc. PKB, bez konsekwencji wynikających z unijnych rygorów wydatkowych. Jednak co najważniejsze, mamy 150 mld euro w instrumencie SAFE, czyli bardzo preferencyjne pożyczki gwarantowane przez budżet UE. Liczę na nowy Fundusz Konkurencyjności. Zabiegamy o to, aby obronność była jednym z jego priorytetów. Jeśli się uda, będziemy mieć potężne dotacje na inwestycje. Dyskutujemy też o zmianie podejścia do Funduszu Spójności, by były w nim preferowane projekty finansujące budowę obiektów podwójnego zastosowania. Chodzi o inwestycje, takie jak porty, szpitale, mobilność wojskową i cywilną.

Propozycje Komisji Europejskiej nowych ram finansowych, które ujrzą światło dzienne 16 lipca, będą jednak musiały zostać jednomyślnie zaakceptowane przez kraje członkowskie. Wiele z nich do tej pory nie uważało jednak obrony za priorytet. To się zmieniło?

Donald Tusk zna instytucje europejskie jak mało kto. Wiedział, na kogo i na jakie portfolio warto postawić. Komisarz ds. budżetu Piotr Serafin robi świetną robotę, ale też na co dzień współpracujemy z komisarzem obrony Andriusem Kubiliusem. Aktualnie nasza komisja pracuje nad Omnibusem gotowości obronnej. Cel jest jeden: zdecydowanie uprościć przepisy UE i przyspieszyć inwestycje w przemyśle obronnym. Budowa fabryki amunicji nie może być krępowana przepisami – ani unijnymi, ani krajowymi. W Hiszpanii, gdzie rządzą socjaliści, zwiększenie wydatków obronnych budzi opór. Choć widzę tu podwójną grę: jedno hiszpańscy politycy mówią na forum UE i NATO, a co innego komunikują swoim wyborcom, ale w innych krajach, jak Niemcy czy Francja, jest pełne zrozumienie, że to jest moment zwrotny.

Kanclerz Friedrich Merz powiedział, że Niemcy będą budowały największą konwencjonalną armię w Europie. W Berlinie już zniesiono limity zadłużenia, aby znaleźć środki na ten cel…

Jesteśmy świadkami epokowej zmiany w Niemczech. Doszło tam do przewartościowań, bo pełnoskalowa wojna nie jest prowadzona w jakiejś odległej czasoprzestrzeni, jest na wyciągnięcie ręki.

Ma jednak chyba i w tym swój udział Donald Trump…

To sekretarz generalny NATO Mark Rutte okazał się sprawnym mediatorem. Trump dostał to, co chciał, ale chodzi tu o bezpieczeństwo Europy. Jest twarde zobowiązanie 5 proc. PKB, ale z jednak rozciągnięte w czasie – na dekadę. Nasze unijne ambicje są większe. Musimy zademonstrować pełną gotowość do 2030 r.

W ramach wspomnianych 5 proc. PKB wyodrębniono 1,5 pkt proc. PKB na rozwój infrastruktury służącej obronie. To powinno pomóc sfinansować takie inwestycje, jak CPK ze środków unijnych, i jednocześnie uratować fundusz spójności…

Polska jest liderem. Już w 2026 r. będziemy wydawać 5 proc. Realizujemy też inwestycje mające zapewnić skok cywilizacyjny i bezpieczeństwo energetyczne.

Koszt integracji Ukrainy z UE jest tak ogromny, że jeśli miałaby do Unii wejść przed 2034 r., to rozsadzi szykowany wieloletni plan finansowy.

Ukraina przede wszystkim musi wygrać wojnę i uzyskać długotrwały pokój. Nie zrobi tego bez pomocy europejskich partnerów. Nikt nie może jej odbierać nadziei na bezpieczną przyszłość w zachodnich sojuszach, ale my też potrafimy walczyć i zabezpieczyć polskie interesy gospodarcze. W kwestii rozszerzenia UE to prorosyjski rząd Orbána jest przeszkodą, ale może się to zmienić po przyszłorocznych wyborach na Węgrzech.

Węgry mogą też wetować wieloletnie ramy finansowe…

Miałoby to jeszcze bardziej znaczące konsekwencje wyborcze dla samego Orbána. Już teraz Węgrzy nie ukrywają, że mają jego i jego skorumpowanych rządów dosyć.