Krwistoczerwone Ferrari to marzenie niemal każdego mężczyzny. Nie dziwi zatem fakt, że to właśnie do tej marki należy tytuł najdroższego samochodu na świecie. Wyprodukowane w 1962 r. Ferrari 250 GTO, przeznaczone dla słynnego brytyjskiego kierowcy Stirlinga Mossa, zostało sprzedane w ubiegłym roku za 35 mln dolarów. Poza samą kwotą, szokować może również jasnozielony kolor auta. Takie były jednak barwy zespołu UTD-Laystall, w którym startował Moss. Czterokrotny wicemistrz świata Formuły 1 miał zasiąść za kierownicą wspomnianego auta w 24-godzinnym wyścigu Le Mans, jednak poważny wypadek odniesiony na torze Goodwood w kwietniu 1962 r. zmusił Mossa do zakończenia kariery.
Inwestycja czy pasja
Rynek pojazdów zabytkowych przyciąga coraz więcej kolekcjonerów. Tylko w samej Europie jego roczne obroty są szacowane na 17,5 mld euro. O ogromnym popycie świadczy również dynamiczny wzrost stworzonego w 2007 r. przez bankiera Dietricha Hatlapę indeksu HAGI Top (Historic Automobile Group International), skupiającego 50 klasycznych samochodów wartych co najmniej 100 tys. funtów, wyprodukowanych w ilości nie przekraczającej 1000 sztuk. Tylko w ciągu minionego roku indeks wzrósł o blisko 10 procent.
W Polsce także przybywa posiadaczy takich aut. Czy zatem może to być pomysł na dobrą inwestycję? – Z zakupem zabytkowego samochodu jest podobnie jak z kupnem obrazu. Robimy to dla przyjemności obcowania z pięknym przedmiotem, a jednocześnie możemy mieć nadzieję, że za jakiś czas dodatkowo zyska on na wartości. W przypadku takich marek jak Ferrari, Porsche czy Jaguar możemy założyć, że cena egzemplarzy w najlepszym stanie zawsze pójdzie w górę – mówi Tomasz Skrzeliński, znany kolekcjoner i rzeczoznawca samochodowy.
Na zakup pojazdów tych marek mogą sobie pozwolić nieliczni inwestorzy. Skrzeliński radzi jednak, by zwrócić uwagę również na auta krajowej produkcji. – Ceny niektórych polskich pojazdów też już są wysokie. Na przykład jedyny zachowany w wersji Cabrio luksusowy przedwojenny polski Fiat 518 należący do wileńskiego kolekcjonera wyceniany jest obecnie na kwotę 120 tys. euro. Warto również poszukać garbatych Warszaw, czy starych Syren (modele 101,102, 103), oczywiście dobrze zachowanych. Coraz większej wartości nabierają również pochodzące z pierwszych serii małe Fiaty – wylicza kolekcjoner.
Marzenie z dzieciństwa
Inwestorzy mogą również skorzystać z pośrednictwa wyspecjalizowanych firm. W Polsce taką ofertę miała kiedyś firma New World Alternative Investments, a obecnie umożliwia to Stilnovisti. Współpracuje ona ze wspomnianym Dietrichem Hatlapą. Chcąc skorzystać z takiej usługi, trzeba jednak dysponować grubym portfelem. – Za kilkadziesiąt tys. zł nie da się kupić samochodu klasycznego, który da nam stopę zwrotu rzędu 15-20 proc. rocznie. 400 tys. zł to jest niezbędne minimum, ale trzeba pamiętać o tym, że na zakup rzadkich modeli, których wyprodukowano w ilości mniejszej niż 1000 sztuk, potrzeba przynajmniej 200 tys. euro – mówi Bogdan Bauer, dyrektor ds. inwestycji w Stilnovisti.