Stare samochody rozpalają wyobraźnię kolekcjonerów

Zabytkowe pojazdy to przede wszystkim hobby. Ale na tej pasji można też zarabiać 15-20 proc. rocznie.

Publikacja: 21.03.2013 00:32

Krwistoczerwone Ferrari to marzenie niemal każdego mężczyzny. Nie dziwi zatem fakt, że to właśnie do tej marki należy tytuł najdroższego samochodu na świecie. Wyprodukowane w 1962 r. Ferrari 250 GTO, przeznaczone dla słynnego brytyjskiego kierowcy Stirlinga Mossa, zostało sprzedane w ubiegłym roku za 35 mln dolarów. Poza samą kwotą, szokować może również jasnozielony kolor auta. Takie były jednak barwy zespołu UTD-Laystall, w którym startował Moss. Czterokrotny wicemistrz świata Formuły 1 miał zasiąść za kierownicą wspomnianego auta w 24-godzinnym wyścigu Le Mans, jednak poważny wypadek odniesiony na torze Goodwood w kwietniu 1962 r. zmusił Mossa do zakończenia kariery.

Inwestycja czy pasja

Rynek pojazdów zabytkowych przyciąga coraz więcej kolekcjonerów. Tylko w samej Europie jego roczne obroty są szacowane na 17,5 mld euro. O ogromnym popycie świadczy również dynamiczny wzrost stworzonego w 2007 r. przez bankiera Dietricha Hatlapę indeksu HAGI Top (Historic Automobile Group International), skupiającego 50 klasycznych samochodów wartych co najmniej 100 tys. funtów, wyprodukowanych w ilości nie przekraczającej 1000 sztuk. Tylko w ciągu minionego roku indeks wzrósł o blisko 10 procent.

W Polsce także przybywa posiadaczy takich aut. Czy zatem może to być pomysł na dobrą inwestycję? – Z zakupem zabytkowego samochodu jest podobnie jak z kupnem obrazu. Robimy to dla przyjemności obcowania z pięknym przedmiotem, a jednocześnie możemy mieć nadzieję, że za jakiś czas dodatkowo zyska on na wartości. W przypadku takich marek jak Ferrari, Porsche czy Jaguar możemy założyć, że cena egzemplarzy w najlepszym stanie zawsze pójdzie w górę – mówi Tomasz Skrzeliński, znany kolekcjoner i rzeczoznawca samochodowy.

Na zakup pojazdów tych marek mogą sobie pozwolić nieliczni inwestorzy. Skrzeliński radzi jednak, by zwrócić uwagę również na auta krajowej produkcji. – Ceny niektórych polskich pojazdów też już są wysokie. Na przykład jedyny zachowany w wersji Cabrio luksusowy przedwojenny polski Fiat 518 należący do wileńskiego kolekcjonera wyceniany jest obecnie na kwotę 120 tys. euro. Warto również poszukać garbatych Warszaw, czy starych Syren (modele 101,102, 103), oczywiście dobrze zachowanych. Coraz większej wartości nabierają również pochodzące z pierwszych serii małe Fiaty – wylicza kolekcjoner.

Marzenie z dzieciństwa

Inwestorzy mogą również skorzystać z pośrednictwa wyspecjalizowanych firm. W Polsce taką ofertę miała kiedyś firma New World Alternative Investments, a obecnie umożliwia to Stilnovisti. Współpracuje ona ze wspomnianym Dietrichem Hatlapą. Chcąc skorzystać z takiej usługi, trzeba jednak dysponować grubym portfelem. – Za kilkadziesiąt tys. zł nie da się kupić samochodu klasycznego, który da nam stopę zwrotu rzędu 15-20 proc. rocznie. 400 tys. zł to jest niezbędne minimum, ale trzeba pamiętać o tym, że na zakup rzadkich modeli, których wyprodukowano w ilości mniejszej niż 1000 sztuk, potrzeba przynajmniej 200 tys. euro – mówi Bogdan Bauer, dyrektor ds. inwestycji w Stilnovisti.

Możliwa jest również inwestycja grupowa. W momencie, gdy zbierze się co najmniej ośmiu klientów, którzy są w stanie przeznaczyć przynajmniej 50 tys. zł każdy, firma może utworzyć celową spółkę komandytową, np. na 5 czy 8 lat, w zależności od decyzji klientów. – Większość majętnych inwestorów zdecydowanie woli jednak mieć samochód wyłącznie dla siebie, dlatego jak dotąd realizowaliśmy tylko transakcje indywidualne – wyjaśnia Bauer.

Samo skorzystanie z oferty także nie jest tanie. Poza opłatą początkową w wysokości 6,5-8,5 proc. (w zależności od zainwestowanej kwoty), należy liczyć się z coroczną opłatą za zarządzanie (2,7 proc.) oraz opłatą od zysku (30 proc. z uzyskanego wyniku). Do wszystkich opłat należy również doliczyć 23 proc. VAT. – Dla inwestorów, którzy decydują się na zakup samochodu kolekcjonerskiego, opłaty najczęściej nie mają tak istotnego znaczenia. Często nie liczą oni nawet na osiągnięcie wysokiej stopy zwrotu, ale chcą po prostu spełnić swoje marzenia z dzieciństwa – mówi Bogdan Bauer. – Dzięki kontaktom Dietricha Hatlapy możemy kupić samochód w bardzo dobrym stanie, praktycznie na całym świecie. Co więcej, w niemal 100 proc. umożliwiamy wykluczenie tego, że pojazd będzie tylko kopią oryginału. A to niezwykle istotne. O ilości podróbek świadczyć może fakt, że na świecie jeździ trzy razy więcej Mercedesów Gullwing niż zostało naprawdę wyprodukowanych – przekonuje.

Jego zdaniem, potencjalną roczną stopę zwrotu z inwestycji można oszacować w przedziale 15-20 proc., i to już po uwzględnieniu 30 proc. udziału w zysku. Bauer przestrzega jednak, by pamiętać o tym, że tego typu inwestycje powinny stanowić tylko ułamek portfela. Tym bardziej, że na rynku starych samochodów panuje dużo mniejsza płynność niż np. na rynku whisky czy wina.

Smak wolności za kierownicą

Na taki zakup mogą sobie pozwolić jedynie najbogatsi inwestorzy. Ale, jak twierdzą prawdziwi pasjonaci, tańsze auta też mogą przynieść sporo satysfakcji. – Kupno zabytkowego samochodu to także sposób na ciekawe życie. Kolekcjonerzy spotykają się na wystawach, zlotach, biorą również udział w rajdach pojazdów zabytkowych czy po prostu ruszają takim autem w daleką drogę. Ja sam przejechałem legendarną trasę Route 66 za kierownicą prototypu Ihle-DKW z 1933 roku. Wprawdzie wygląda on bardzo rasowo, ale z trudem rozpędza się do 80 km/h. Taka podróż dostarcza jednak niesamowitych wrażeń – mówi Tomasz Skrzeliński.

I tak naprawdę to właśnie jest najważniejsze w przypadku samochodów z duszą, jak nie bez podstaw często się je określa. A jeśli przy okazji uda się na nich zarobić, to będzie to bardzo przyjemny dodatek.

Krwistoczerwone Ferrari to marzenie niemal każdego mężczyzny. Nie dziwi zatem fakt, że to właśnie do tej marki należy tytuł najdroższego samochodu na świecie. Wyprodukowane w 1962 r. Ferrari 250 GTO, przeznaczone dla słynnego brytyjskiego kierowcy Stirlinga Mossa, zostało sprzedane w ubiegłym roku za 35 mln dolarów. Poza samą kwotą, szokować może również jasnozielony kolor auta. Takie były jednak barwy zespołu UTD-Laystall, w którym startował Moss. Czterokrotny wicemistrz świata Formuły 1 miał zasiąść za kierownicą wspomnianego auta w 24-godzinnym wyścigu Le Mans, jednak poważny wypadek odniesiony na torze Goodwood w kwietniu 1962 r. zmusił Mossa do zakończenia kariery.

Pozostało 88% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy