Wszystko wskazuje, że zapowiadane przez Polską Agencję Żeglugi Powietrznej podwyżki opłat za obsługę samolotów na lotniskach uderzą jak zwykle przede wszystkim w pasażerów. Zapłacą zarówno ci indywidualni, jak i ci latający na wakacje z biurami podróży, bo te ostatnie, usiłujące wydostać się z wywołanego pandemią kryzysu, raczej nie będą skłonne brać na siebie wyższych kosztów. Co prawda lockdown i chęć odreagowania ubiegłorocznego zamknięcia w domach sprawiły, że turyści wykupywali w tym roku wycieczki lotnicze niemal na pniu, nie oglądając się specjalnie na ceny. Ale gdy znowu zaczniemy bardziej pilnować portfeli, w drogich samolotach może się zrobić pustawo.
Dla przewoźników lotniczych będzie to spory problem, bo pandemia wśród części osób wzbudziła też nieufność do latania, podobnie jak do całej komunikacji publicznej. Na dodatek jeszcze nie zniknęła. Nowe mutacje wirusa będą skłaniać do przejazdów własnym autem. Tym bardziej że szybkich dróg przybywa.
Z drożejących połączeń lotniczych powinna natomiast cieszyć się kolej. W Europie właśnie rozkręca się reaktywacja nocnych ekspresów, które wkrótce skomunikują europejskie metropolie i staną się realną oraz ekologiczną alternatywą dla tanich linii lotniczych. Francuski operator Midnight Trains, który od 2023 r. chce luksusowymi pociągami łączyć Paryż z kilkoma europejskimi aglomeracjami, reklamuje, że emisja CO2 z przejazdu jego pociągu pomiędzy stolicami Francji i Włoch będzie 23 razy mniejsza niż w przypadku samolotu.
Ale ten trend nas omija, bo PKP Intercity wciąż nie wyściubia nosa za granicę. I choć podobno rozmawia na temat włączenia się w projekt transgranicznych pociągów Trans Europe Express, to plany kilku połączeń z Polski do zachodniej Europy przedstawił tylko czeski RegioJet. Musi przy tym uzyskać zgodę polskich władz, co – zważywszy na dotychczasową praktykę – jest wątpliwe. W tej sytuacji o alternatywę dla drogich samolotów może być trudno.