Millennium, mBank i Santander, czyli obciążone hipotekami frankowymi banki, które do tej pory opublikowały wyniki za II kwartał, w wysokim tempie zwiększają sprzedaż kredytów mieszkaniowych i konsumpcyjnych.
– Nie widać, aby akcja kredytowa takich banków była hamowana przez problemy frankowe przekładające się na pozycję kapitałową. Przeciwnie, teraz banki te mają na tyle wysokie wskaźniki w tym zakresie, że szukają sposobu na spożytkowanie nadwyżkowego kapitału – komentuje Łukasz Jańczak, analityk Ipopemy Securities.
Stąd duży nacisk na sprzedaż kredytów takich jak na przykład hipoteki, które wprawdzie nie są aż tak dochodowe, ale pozwalają przyzwoicie zarobić i pozyskiwać klientów. – Nie widać wśród frankowych banków obaw o bardzo niekorzystny dla nich wyrok Sądu Najwyższego w sprawie franków, który zmuszałby je do hamowania akcji kredytowej i ochrony kapitału. To ryzyko wciąż się tli, ale nie powinno powstrzymywać banków przed prowadzeniem bieżącej działalności i rozwojem biznesu. Kiedyś frankowy problem się skończy, a poza tym im więcej dobrych kredytów, które będą przynosić zyski w kolejnych latach, tym większy będzie potencjał absorpcji przyszłych kosztów frankowych – dodaje Jańczak.
Wyzwania frankowe to oczywiście niejedyna motywacja. – Szybki wzrost akcji kredytowej zmniejsza udział kredytów frankowych w bilansie, co przekłada się na niższe wymogi kapitałowe. Ale głównym motorem wzrostu sprzedaży są raczej niskie stopy procentowe, które powodują, że źródłem poprawy wyniku z odsetek są właśnie wyższe wolumeny kredytów. Większy udział wyżej marżowego biznesu niefrankowego poprawia bieżące wyniki, co oczywiście pozwala płycej sięgać po zasoby kapitałowe w razie potencjalnych strat związanych z frankami – dodaje Marta Czajkowska-Bałdyga, analityczka Haitonga. Inny powód to chęć dotrzymania kroku bankom niefrankowym, które kapitału mają dużo i nie muszą się bać strat na frankach.