Podczas wczorajszej sesji nie trzeba było wielkiej podaży, by doprowadzić do przeceny na rynku. Wystarczyło, że kupujący odpuścili sobie handel i przy bardzo mizernych obrotach giełda pod własnym ciężarem osunęła się w dół. Na dwie godziny przed zamknięciem notowań łączny obrót nie przekraczał 0,5 mld zł. Do końca dnia zwiększył się do zaledwie 0,77 mld zł. Tym samym obroty były najniższe od czerwca ubiegłego roku.
Tradycyjnie handlowano głównie akcjami KGHM i dwóch największych banków. WIG20 stracił 0,82 proc., a sam WIG – 0,8. Mniejsze spółki też zakończyły dzień pod kreską. Indeks mWIG40 stracił 0,66 proc., a sWIG80 – 0,21 proc.
Wczoraj poznaliśmy wartość wskaźnika aktywności gospodarczej PMI dla Polski. W styczniu indeks spadł do 51 pkt., podczas gdy analitycy oczekiwali wzrostu do 52,8 pkt. To najniższy poziom od października 2009 roku.
Mateusz Szczurek, główny ekonomista ING Banku Śląskiego, powiedział agencji Reuters, że znacznego przyspieszenia aktywności gospodarczej spodziewać się nie należy. Maja Goettig z BPH dodała, że w najbliższych miesiącach wszystko będzie zależało od tego, jak przebiegać będzie ożywienie gospodarcze za granicą, w tym przede wszystkim w Niemczech.
Na giełdzie wyraźnie widać niezdecydowanie. Gracze cały czas obserwują zachowanie giełd zagranicznych, ale reagują odwrotnie. Wczoraj, po publikacji niezłych danych na temat wskaźnika ISM dla amerykańskiego przemysłu, ceny akcji na giełdach zachodnich poszły w górę. U nas giełda pogłębiła spadki. W efekcie warszawski parkiet był wczoraj jednym z najgorzej radzących sobie na świecie.