Na giełdach rynków wschodzących wczoraj dominował popyt. Wzrost zapotrzebowania na ryzykowne aktywa związany był z pozytywnymi wiadomościami z Grecji. Komisja Europejska zaakceptowała plan redukcji deficytu przez ten kraj do 3 proc. PKB na koniec 2012 roku. Obecnie deficyt Grecji sięga 13 proc. PKB.

Na tej fali trochę odżyła też warszawska giełda. Rano indeks WIG20 wspiął się nawet ponad poziom 2400 punktów. Ale ponieważ kupujący wciąż są bardzo ostrożni, wskaźnik szybko znalazł się poniżej tej wartości i pozostał tam do końca dnia. Giełda Papierów Wartościowych na tle innych rynków wciąż wypada słabo. Pieniądze globalnych inwestorów płynęły wczoraj do Chin, Rosji czy Indii. To giełdy w tych krajach zyskały wczoraj najwięcej.

Po południu pogorszyły się nastroje na giełdach krajów rozwiniętych, i to mimo lepszych od oczekiwań danych z amerykańskiego rynku pracy. Inwestorzy nieśmiało realizowali zyski, co zaktywizowało podaż na warszawskim parkiecie. Ostatecznie udało się wprawdzie utrzymać indeks na plusie, jednak gołym okiem widać, że giełdzie brakuje paliwa, by pchnąć akcje wyżej. Pieniędzy wystarcza tylko na to, by podtrzymać trend. Pytanie tylko, jak długo kupujący wytrzymają w stanie takiego marazmu.

Na koniec dnia indeks największych spółek warszawskiej giełdy zyskał 0,4 proc. Obroty przekroczyły 1,4 mld zł, czyli osiągnęły poziom tegorocznej średniej. Lepiej wypadły wczoraj spółki zgrupowane w indeksie mWIG40. Wskaźnik zyskał 0,9 proc., w czym istotny udział miały walory LPP, Budimeksu, Stalproduktu i Synthosu.

Wczoraj mięliśmy też dane o aktywności w sektorze usług w Stanach Zjednoczonych. Okazało się, że w styczniu indeks ISM wzrósł do 50,5 punktu. Wynik ten jest wprawdzie gorszy od oczekiwań analityków, którzy spodziewali się, że wyniesie 51 pkt, ale to i tak najlepszy odczyt od maja 2008 roku.