GSEE, największy grecki związek zawodowy, zrzeszający 2 mln pracowników, zdecydował, że 24 i 25 lutego przeprowadzi strajk. Niezależnie od tych planów 10 lutego zaczną strajkować pracownicy sektora publicznego. Protestować zamierzają też pracownicy służb skarbowych.
Premier Jeorjos Papandreu zapowiedział, że w ramach zaciskania pasa zostaną w tym roku zamrożone płace w sektorze publicznym, podwyższone podatki (m.in. akcyza na paliwo) oraz podniesiony wiek emerytalny. W ten sposób ma zostać obniżony największy deficyt budżetowy w strefie euro. W zeszłym roku wyniósł on prawdopodobnie 12,7 proc. PKB. Rząd chce go zmniejszyć w 2010 r. do 8,7 proc. PKB, a do 2012 r. poniżej 3 proc. PKB. Komisja Europejska zatwierdziła ten plan w środę i zapowiedziała, że będzie na bieżąco monitorować jego realizację.
Wykonanie planu będzie jednak bardzo trudne (przyznała to zresztą również KE). Socjalista Papandreu obiecywał przecież w zeszłorocznych wyborach podwyżki płac. Decydując się na cięcia, obraca się przeciwko swojemu elektoratowi, w tym potężnym związkom zawodowym. W ostatnich latach dochodziło zaś w Grecji często do gwałtownych zamieszek wywoływanych przez skrajną lewicę.
Przedstawienie przez Grecję planu oszczędnościowego nie uspokoiło więc inwestorów. Co więcej, ich strach zaczął się rozlewać również na Hiszpanię i Portugalię, kolejne kraje Południa Europy zmagające się z problemem wysokich deficytów. Świadczy o tym wzrost kosztów CDS, czyli kontraktów zabezpieczających przed bankructwem. Im są one wyższe, tym większe ryzyko niewypłacalności dłużnika. Koszt greckich CDS (dla obligacji pięcioletnich) wzrósł wczoraj po południu do rekordowych 423 pkt bazowych, hiszpańskich do 168, a portugalskich rekordowo do 226,5 pkt bazowego.
– Uwaga inwestorów kieruje się na Hiszpanię i Portugalię, gdzie plany redukcji deficytów są obecnie mniej ambitne niż w Grecji – twierdzi Kornelius Purps, strateg rynku obligacji z banku UniCredit.