[b]W końcu trafił pan na aleję Solidarności 93 w samym centrum Warszawy.[/b]
Zobaczyłem piękne, choć bardzo zaniedbane podwórko starej kamienicy i przestronne, ale niewiarygodnie zagracone i zawilgocone magazyny komunalnego zakładu remontowego. To jest to, pomyślałem.
Po wielu staraniach władze miasta, które dysponowały tym lokalem, wynajęły mi go na dziesięć lat. Zanim to nastąpiło, musiałem powołać do życia Fundację Atut – Wspieranie Twórczych Inicjatyw. Nie znoszę tytułomanii, ale zostałem jej prezesem, bo było to łatwiejsze ze względów organizacyjnych.
Umowa dzierżawy to pierwszy krok. Drugim, znacznie trudniejszym, było uzyskanie środków na remont. Zasadnicze roboty rozpoczęły się trzy lata temu, łącznie z remontem kapitalnym podwórka i wzmocnieniem fundamentów kamienicy. Ten piękny teatr – jak mówią o nim widzowie, którzy tu przychodzą – to efekt pracy i pomocy wielu życzliwych osób, których nazwiska widnieją na pamiątkowej tablicy. Ja też tu trochę potu i czasu zostawiłem, choćby w roli kierownika budowy.
Byłem bliski załamania, gdy po otrzymaniu dofinansowania z UE w wysokości 5 mln zł okazało się, że mogę stracić te pieniądze, ponieważ zażądano ode mnie 8 mln zł poręczenia. Sprawa wyglądała absurdalnie, bo to nie Unia, ale polska agenda się uparła, że bez zabezpieczenia pieniędzy nie będzie. W końcu pomogła mi Rada Warszawy i pani prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz, za co jestem bardzo wdzięczny, bo tonąłem. Ale trzeba pamiętać, że Teatr Kamienica to obiekt miejski. Zainwestowałem w niego wszystkie prywatne oszczędności i siedem lat pracy jako wolontariusz, ale dobrze mi tak, bo moje wielkie marzenie się spełniło.
[b]Zaprojektował pan teatr w taki sposób, żeby mógł pełnić różne funkcje.[/b]