W historii Warszawskiej Giełdy Papierów Wartościowych jest wiele przykładów udanych debiutów wielkich państwowych spółek.
Przed laty inwestorzy indywidualni zarobili na akcjach banku PKO BP. W grudniu ubiegłego roku, tuż po debiucie giełdowym, cena akcji Polskiej Grupy Energetycznej była o kilka procent wyższa niż w ofercie publicznej. Także teraz inwestorzy, zapisując się na akcje PZU, liczyli na zyski z papierów kupionych w ofercie publicznej.
Tak jak w przypadku wielu ofert, tak i w przypadku PZU inwestorzy indywidualni niejako kupują kota w worku. Składając zapisy, godzą się na cenę maksymalną, pozostawiając w rękach inwestorów instytucjonalnych i oferujących sprawę ustalenia ceny emisyjnej.
Czy PZU da zarobić? Nie podejmuję się odpowiedzieć na to pytanie. Są argumenty za, takie jak optymistyczne wyceny wartości akcji spółki dokonane przez analityków. Ale są też argumenty przeciw.
Nie podoba mi się, że została zwiększona pula papierów dla drobnych ciułaczy. W efekcie każdy z ponad ćwierć miliona zapisujących się kupił tyle akcji, na ile się zapisał. To rodzi ryzyko dodatkowej podaży akcji już w dniu debiutu.