W środę informacją wieczoru stało się porozumienie związkowców z Przewozów Regionalnych z zarządem spółki. „Sukcesem zakończyły się rozmowy ostatniej (! – red.) szansy w sprawie uniknięcia kolejnego strajku na kolei" – napisano na pasku z najważniejszymi doniesieniami w jednej z telewizji. Uff! – odetchnęło pewnie wielu pasażerów obawiających się drugiego w niewielkim odstępie czasu paraliżu na polskich torach. Ale „Uff", a raczej „Yes, yes, yes!" wykrzyczeli zapewne głośno związkowcy. Nie dość, że zarząd zgodził się na żądania dotyczące podwyżek płac, to jeszcze udało się wywalczyć odejście od zwolnień kolejarzy na Śląsku i zmniejszenie konkurencji w branży (inaczej: niewydzierżawianie taboru spółkom regionalnym).
Kolejarze poszli drogą wytyczoną kilka lat temu przez inną potężną siłę związkową – górników. Oni w lipcu 2005 r. – też przed wyborami – strajkiem wywalczyli prawo przechodzenia na wcześniejsze emerytury. Dziś wystarczył dzień strajku.
Trudno nie odnieść wrażenia, że z „politycznego punktu widzenia" takie załatwienie sprawy jest bardzo wygodne na ponad miesiąc przed wyborami. Zawieszenie połączeń w tak newralgicznym okresie jak końcówka wakacji mogłoby się negatywnie odbić na notowaniach rządzącej koalicji. A przecież minister infrastruktury, zaangażowany w rozwiązanie sporu w Przewozach Regionalnych, niedawno skończył gasić pożar na budowie autostrady A2. Zresztą właśnie na udział ministra w negocjacjach ze związkowcami z PR warto zwrócić szczególną uwagę. Kto jest właścicielem Przewozów Regionalnych? 16 marszałków województw. Jaki jest udział państwa w tym przedsiębiorstwie? Żaden. A kto stoi na czele urzędów marszałkowskich? Politycy związani z koalicją PO – PSL. Czy może więc dziwić, że to niejako rządowi zależało na uniknięciu kolejnej zawieruchy? I co z tego, że zarząd samej spółki miał wątpliwości, czy stać ją na podwyżki? „Ważniejsze jest dobro pasażerów i ciągłość przewozów" – usłyszała pewnie pani prezes PR od „dobrych" doradców. A sami związkowcy zdecydowanie woleli rozmawiać z szefostwem swojej firmy za pośrednictwem ministerstwa. Wiedzieli, co to daje. Państwo doprowadziło więc do ubezwłasnowolnienia zarządu spółki, który tak naprawdę nie wie, co może zrobić w takim sporze. Wie za to pewnie dobrze, jakie działania zostałyby politycznie źle odebrane.
Obserwując to, co dzieje się na polskich torach, jakoś dziwnie obco brzmią zapowiedzi poprawy jakości usług i o nowych pędzących składach. A już w 2014 r. do Polski ma zawitać szybki pociąg Pendolino, który ma mknąć po torach z prędkością przekraczającą 200 km/h. Dopóki na kolei będą tak mocne powiązania związkowo-polityczne-państwowe, trudno wierzyć w nagłą poprawę sytuacji.
Przebieg negocjacji w Przewozach Regionalnych jest też zachętą dla związkowców w innych firmach, w których bezpośrednia lub pośrednia rola państwa jest znacząca. Oni też mogą próbować wykorzystać swoją szansę. W końcu do wyborów jeszcze ponad miesiąc. Niedługo może się więc okazać, że konieczne będzie oficjalne powołanie ministra ds. trudnych. Dotąd nieoficjalnie taką funkcję pełnił minister Michał Boni. Ale, jak widać, Cezary Grabarczyk też wiele potrafi.