13 września w Wiedniu szef MSZ Zbigniew Rau przedstawia plan przewodnictwa Polski w OBWE w 2022 r. Źródła dyplomatyczne mówią „Rzeczpospolitej", że jego sednem ma być poszanowanie zasad, które legły u podstaw Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie w Helsinkach w 1975 r. i Karty Nowej Europy w 1990 r. Ich sygnatariuszem był ZSRR, którego Rosja jest spadkobiercą. To zasady, które nabierają nowego znaczenia, gdy Ukraina stoi przed egzystencjalnym zagrożeniem ze strony Moskwy. Chodzi o „nieuciekanie się do przemocy i groźby jest stosowania", „poszanowanie suwerenności i równości państwa", a także stosowanie zasady „niepodzielności bezpieczeństwa w Europie", które daje wszystkim krajom, w tym Ukrainie, prawo do wyboru sojuszy, do których chcą należeć.
Broń dla Ukrainy
W Warszawie żywe są obawy, że Stany mogą pójść na kompromis w tych kwestiach.
– Mamy wrażenie, że część establishmentu w Waszyngtonie jest świadoma, że nie można ustępować Putinowi. Ale w szczególności w Departamencie Stanu część aparatu urzędniczego wciąż żyje złudzeniami, że należy pójść na porozumienie z Moskwą i spełnić część jej żądań – mówią źródła rządowe.
Rokowania nad warunkami, jakie stawia Władimir Putin, w tym złożenia przez NATO zobowiązania, że „nigdy" nie przyzna członkostwa Ukrainie oraz nie rozlokuje sił alianckich na flance wschodniej bez zgody Kremla, mają być prowadzone bezpośrednio przez USA i Rosję. Ale nie tylko. Równolegle zaplanowane są negocjacje w ramach Rady Rosja–NATO. A także w jeszcze szerszym gronie 57 państw, które należą do OBWE. To powoduje, że Polska, która przez cały 2022 r. będzie sprawowała przewodnictwo w tej organizacji, zyska pewien instrument kontroli, czy interesy Ukrainy i szerzej Europy Środkowej nie zostały narażone na szwank.
W nocy z czwartku na piątek na prośbę Moskwy Joe Biden przeprowadził kolejną rozmowę telefoniczną z Władimirem Putinem. Raz jeszcze ostrzegł go przed „porażającymi" sankcjami, jakie zostaną nałożone na Rosję w razie inwazji na Ukrainę. Usłyszał w odpowiedzi, że Kreml zareaguje na to „całkowitym zerwaniem relacji z USA". Ale jak ujawniły amerykańskie media, Biden miał też obiecać, że nie przekaże Ukrainie „broni ofensywnej". Polskie władze obawiają się, że to może być zapowiedź dalszych ustępstw.
Czytaj więcej
1 stycznia Polska objęła roczne przewodnictwo w Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Oficjalnie od północy jej pracami kieruje szef polskiej dyplomacji Zbigniew Rau.
– Mówimy Amerykanom, że ich reakcja w obliczu gróźb Putina powinna być odwrotna: dostarczenie jak najwięcej broni Ukrainie tak, aby rozpętanie wojny było dla Kremla jak najbardziej kosztowne. Tak kosztowne, że mogłoby nawet zagrozić przetrwaniu autorytarnego, rosyjskiego reżimu – mówią naszej gazecie źródła rządowe.
W ubiegłym tygodniu Biden podpisał nowy, wart blisko 800 mld dol., budżet Pentagonu. Znalazło się w nim 300 mln USD na dostawy broni dla Ukrainy: kropla w morzu potrzeb Kijowa.
15 lutego do Moskwy poleci Zbigniew Rau. Szefa polskiego MSZ nie było w rosyjskiej stolicy od ośmiu lat. Z kolei Sergiej Ławrow był ostatni raz w Polsce w 2010 r. Teraz może się pojawić znowu, jeśli przyjmie zaproszenie na grudniowe spotkanie ministrów spraw zagranicznych OBWE w grudniu w Łodzi.
Nie ma jednak szans, aby te kontakty doprowadziły do poprawy dwustronnych relacji polsko-rosyjskich. A to dlatego, że oba kraje dzielą fundamentalne interesy strategiczne. Warszawa, idąc za wskazówkami Jerzego Giedroycia, wspiera niezależność Ukrainy, Białorusi i Litwy. Kreml uważa natomiast, że podporządkowanie przynajmniej Mińska i Kijowa jest warunkiem odtworzenia rosyjskiego imperium. W pamiętnej deklaracji Putin uznał rozpad ZSRR za największą tragedię XX wieku.
Koncert mocarstw
Jak podkreślają źródła dyplomatyczne, Rau nie będzie więc nawet próbować przy okazji wizyty w Moskwie rozwiązać niektórych nabrzmiałych problemów w relacjach dwustronnych, jak zwrot wraku prezydenckiego tupolewa i uznanie historycznej odpowiedzialności Moskwy za Katyń.
Polskie przewodnictwo w OBWE to efekt skutecznej polityki ówczesnego ministra spraw zagranicznych Jacka Czaputowicza, który przekonał do tego wszystkie kraje organizacji, w tym Rosję. Wówczas inicjatywę szefa MSZ podważało wielu bardziej radykalnych jego podwładnych, którzy – podobnie jak wobec Unii – nie widzieli sensu we wspieraniu organizacji wielostronnych. Dziś podejście się zmieniło.
– To jest poważny instrument, który daje nam możliwość ustalenia agendy rozmów, proponowania tematów, ustalenia składu misji rozjemczych, przede wszystkim w Donbasie. Chcemy dzięki temu powstrzymać powrót do koncertu mocarstw, który zawsze odbywa się kosztem Europy Środkowej – mówi nam wpływowe źródło rządowe.
Polskie obawy podsyciła rozmowa 7 grudnia Bidena z Putinem, którą poprzedziła i po której nastąpiła konsultacja prezydenta USA z przywódcami Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii i Włoch. Co prawda po niespodziewanym dla obozu PiS wecie Andrzeja Dudy lex TVN do Raua zadzwonił sekretarz stanu Antony Blinken, a do prezydenckich ministrów doradca ds. bezpieczeństwa Jake Sullivan. Nie ma jednak pewności, że Amerykanie będą utrzymywali ścisłe konsultacje z Polską w sprawie Ukrainy. Takie ciągłe współdziałanie Stanów ma natomiast zdaniem Reutersa miejsce z Niemcami, Francją i Wielką Brytanią.
Polska pozycja przetargowa jest jednak bardzo osłabiona z powodu sporu o praworządność z Brukselą, a także coraz bardziej agresywną retoryką Jarosława Kaczyńskiego wobec Niemiec. To zwielokrotnia ryzyko marginalizacji OBWE, gdy idzie o rozwiązanie ukraińskiego kryzysu.