To sedno wyroku warszawskiego Sądu Okręgowego, jaki zapadał w precedensowej sprawie. Biznesmen z Olsztyna domagał się usunięcia linku do artykułu prasowego, który w internetowej odsłonie zmieniał radykalnie wymowę tekstu. Sugerował, jeśli wprost tego nie mówił, że jest gangsterem, co było nieprawdą.
W rzeczywistości chodzi o osobę, która ma szczególne zasługi właśnie w walce z gangsterami w Olszynie. Jego dokonania opisał Piotr Pytlakowski w „Polityce" w tekście „Bardzo biedny gangster", a tekst umieszczono także na płatnym portalu tygodnika. Rzecz w tym, że po wpisaniu w przeglądarce Google nazwiska biznesmena i nazwy miasta pojawiał się ów tytuł, imię i nazwisko powoda oraz informacja, że jako dzierżawca firmy (podanej z nazwy) żądał za rzekomą ochronę 3 tys. zł.
– A więc z ofiary gangu (dwa razy spalono mu lokal gastronomiczny) stałem się gangsterem – żali się powód.
Po reakcji biznesmena Google usunął część linku, tzw. sniper, i teraz po wpisaniu imienia i nazwiska oraz nazwy miasta w wyszukiwarce pojawiał się link do tekstu, ze znaczną jego częścią.
Sąd Okręgowy uznał, że Google Polska w ogóle w tej sprawie nie odpowiada, gdyż nie ma wpływu na serwery wyszukiwarki umieszczone w USA. Co się zaś tyczy amerykańskiej centrali – Google Inc. – to choć naruszyła ona dobra osobiste biznesmena, nie było to zawinione. Zgodnie zaś z polskim prawem o ochronie dóbr osobistych tylko przy zawinieniu sprawcy można mówić o zadośćuczynieniu pieniężnym. Dodajmy, że powód żądał od Google 300 tys. zł.